środa, 31 października 2012

Zmarnowany weekend

SOBOTA Cały tydzień czeka się na weekend. My tu musimy czekać trochę dłużej bo jeszcze pół soboty. Ida widzi się z Wojtkiem tak krótko w ciagu dnia, że każde półgodziny jest bezcenne. A tymczasem… zamiast kończyć pracę o 13 i jechać do domu… Wojto musiał zostać, bo o 15 miała być mini-impreza z powodu ukończenia budowy jakiegoś tam elementu. Jak wrócił to jeszcze bardziej mnie załamał, bo powiedział, że Paweł chciał jechać do Tesco po zakupy, bo jego żona przylatuje następnego dnia, a że na tej imprezie napił się piwa to nie może prowadzić i on go zawiezie. Kolejne 1,5 godziny poza domem. A w perspektywie wieczorem miał jeszcze iść na pokera do chłopaków! To był mój pomysł i ja go wypychałam, ale stwierdziłam, że o 20 to już Ida i tak lula, a przynajmniej się zrelaksuje po pracy i rozerwie. Tymczasem to mnie rozrywało. Kazałam mu przełożyć jazdę do tego głupiego sklepu na późny wieczór żebyśmy mieli szansę chociaż na jakiś mały spacer. Poszliśmy, ale było zimno i już ciemno, ulice puste… Podeszliśmy pod jeden z kilku tutejszych kościołów, ale z bliska okazało się, że to tylko resztki murów i w dodatku odgrodzone. Aaaa! I jeszcze wątek humorystyczny, bo Wojto ubierał Idę na spacerek: spójrzcie jak dobrał wzorki na ubraniach hihihih wg niego paski i kratka bez problemu mogą iść w parze ;-)



Koniec końców poker się nie odbył, bo trzeci gracz zaległ po imprezie służbowej w łóżku i nie oprzytomniał do rana…

A Idulka uwielbia swoje nowe zabawki do kąpieli ;-) nawet „na sucho” hihi








Jest spora różnica między tym co potrafiła robić jak tu jechałyśmy a teraz, czyli po miesiącu. Wtedy tylko szeleściła papierkami, niezbyt zręcznie, a teraz przekłada zabawki z rączki do rączki, sięga po nie, obraca….

Oglądam tutejszego Xfactora i jest tu jeden fajny piosenkarz – James Arthur. Fajny nie z wyglądu tylko ze śpiewania, nie pamiętam żeby ktokolwiek w polskich programach muzycznych zrobił na mnie takie wrażenie.




NIEDZIELA rozpoczęła się wcześnie, bo chcieliśmy jechać na carboota (wyprzedaże). Wstaliśmy, zjedliśmy, wyciągnęliśmy Pawła z mieszkania i pojechaliśmy. Na pierwszy rzut poszedł carboot niedaleko od naszego domu, ale …nie było tam nikogo hahahaha. Pojechaliśmy więc tam, gdzie tydzień temu. Niestety też było niemal pusto i nie kupiliśmy dosłownie NIC. Paweł kupił kilka zabawek a my jedynie mu towarzyszyliśmy. Przy okazji wpadł mi do głowy zalążek pomysłu na biznes – tutaj ludzie patrzą na Idę w chuście jak na UFO. Nie widzieliśmy jeszcze nikogo z dzieckiem w chuście i po spojrzeniach wnioskuję, że większość nie wie o co kaman. Czyż to nie okazja do zrobienia biznesu sprzedając tutaj takie chusty? Gdyby płacono za pomysły bez ich realizowania byłabym bogata ;-)




Wracając do domu podniosły mi ciśnienie dwie rzeczy:

- Wojto stwierdził, że odwiezie nas do domu i pojedzie do wielkiego centrum handlowego po termoaktywne kalesony, bo mu kuper odmarza na budowie (a mówiłam mu jak się pakował na wyjazd „weź kalesony” nie, nie, jestem twardy, na pewno nie będzie aż tak zimno). I znów godzinka poza domem…

- po drugie nie planowaliśmy żadnej wycieczki na dziś, bo żona Pawła miała przyjechać po 15, więc tak w środku dnia, nie byłoby jak wykorzystać auta ani przed ani po. I okazało się, że przylatuje jednak nie po 15 a przed 18! Nie wiem dlaczego tak nam powiedział jak go kilka dni temu pytaliśmy, czy mu się pomyliła godzina przylotu z odlotem? Ale bardzo szkoda, bo do 18 byśmy spokojnie zdążyli coś pozwiedzać.

Zamiast zwiedzać wybraliśmy się zatem na spacer. Długi, daleki i fajny. Zrobiło się ciemno i kanały się rozświeciły różnokolorowymi światełkami. Po ciemku Stocton mi się bardzo podoba.

Ida długo nie chciała spać, więc w śpiochach jeszcze siedziała z nami i przysłuchiwała się „dorosłej” rozmowie :-)





Ja wiem, że każdy rodzic tak mówi, ale my NAPRAWDĘ mamy najśliczniejsze, najkochańsze i najcudowniejsze dziecko na świecie :-)

Robi cudne minki (minka bezzębnej babulinki to mój nr 1, niestety „sówki” już nie robi, nie ziewa też jak kiedyś…)

Tutaj filmik sentymentalny, z ziewaniem. Ida miała wtedy 4 tygodnie…

Podnosi kuper i tym sposobem przesuwa się do tyłu. Czy to wstęp do raczkowania?


Aaa! Ciągle nie ma zęba. Oto dowód:





Najwyraźniej mamy za sobą fałszywy alarm. Ogłaszam konkurs. Kto zgadnie który ząb pierwszy się pojawi i kiedy? Głosy z datą i literką można przesyłać w komentarzu, mailu lub smsie ;-)

Późnym wieczorem, albo już raczej w nocy robiłam Wojtkowi śniadanie i wychodząc z kuchni tak się walnęłam o futrynę stopą, że zobaczyłam gwiazdki przed oczami. Dwa palce od razu mi spuchły, nie mogłam ich nawet dotknąć. Moczyłam w zimnej wodzie i na szczęście trochę zeszło i mogę nimi ruszać, więc wizja jechania na ostry dyżur i łażenia w gipsie minęła ;-)


1 komentarz:

  1. Z dokładną datą to ciężko ale obstawiam 7-8 miesiąc będzie C a potem D :D

    OdpowiedzUsuń