sobota, 20 października 2012

Nowy wujek!

Dzisiejszy dzień niczym szczególnym się nie różnił od pozostałych… bawiłyśmy się, jadłyśmy śniadanie (Ida wcząchnęła cały słoiczek „karaibskiego gulaszu z wieprzowiny” – dobry był!), gapiłyśmy się przez okno,





ale tylko do około 13. Potem… przyjechał wujek!


Ida zareagowała ciekawością. Gapiła się uśmiechała, nie miała nawet nic przeciwko żeby ją brać na ręce i sadzać na kolanach ;-) Obłowiła się! Szymon przywiózł jej kuuupę rzeczy: czapki, sukienki, papcie, piżamkę, śpiochy z bodziakiem i 7 częściowy zestaw w …pandy  ;-) Dostała też małą pandkę przytulankę… i jeszcze jedną do kompletu ciuchów … :-) Ja też ostałam pandę! Poduszkę, tylko 5 razy większą od mojej pandy Podusi zabieranej na delegacje, do szpitala itd. ;-)
Poza tym Ida dostała 4 paki kaszki (Bobovity, w sklepach tu w ogóle nie mają czegoś takiego…) a my majonez kielecki i krówki z Wawela, mniam mniam!

Pogadaliśmy sobie trochę a potem poszliśmy na spacer. Ida w nowej czapie!


Przeszliśmy się po second handach, bo szukam jakiegoś koca dla Idy, byle jakiego, żeby mogła siedzieć sobie na ziemi, coś między podłogę, a jej kocyki. Niestety nie znalazłam, ale mieliśmy spacer po „centrum”. Zauważyłam, że niemal wszystkie mijane dziewczyny zwieszały oko na Szymonie. Nie żeby jakoś szczególnie im się podobał, hahaha, ale po prostu zwracały uwagę. Jak idę sama to nawet nie podnoszą głowy. Ciekawe czy ja tez tak robię?!







Po powrocie do domu pożarliśmy ogromną ilość kanapek z szynką i majonezem (kielecki rządzi!) i ja poszłam karmić Idę, a Szymona zagoniłam do kuchni robić obiad. Fajnie, nie? Przyjeżdża jako gość i od razu do kuchni. Jak przyszedł Wojto to śmiał się, że wystarczy go zamknąć w kuchni (jest ślepa) i wyciąć w drzwiach otwór „zwrot naczyń” hihih.








Po obiedzie Wojto pojechał po pracowników, a ja zrobiłam Idzie pierwszą w jej życiu kaszkę. Była na mleku modyfikowanym, wiec wystarczyło zmieszać z wodą. Konsystencję miała podobną do obiadków ze słoika i pięknie pachniała. Była o smaku waniliowym i Iducha się na nią rzuciła jak dzik. Zrobiłam jej pół polecanej na opakowaniu porcji, bo pomślałam, że na pierwszy raz nie wiem czy jej w ogóle zasmakuje. Zasmakowała i wcząchnęła prawie wszystko co zrobiłam. Zaraz potem zrobiła się zaspana, tarła oczy, tarła, więc ją szybko obmyłam i przebrałam w śpiochy i jak kładłam do wyra to już spała. Niestety, po około 30 minutach się rozbudziła. Dałam jej trochę piersi, ale nie była szczególnie zainteresowała. Rozbudziła się zupełnie, więc jak przyszedł Wojto to mu ją dałam na ręce żeby się poprzytulali. A Ida… bleeee…… puściła pawia. Dwa mega chlusty prosto na koszulkę, spodnie i wykładzinę. Oboje byli obrzygoleni z góry na dół, nie wiedziałam w ogóle jak się za to zabrać. Po zażegnaniu kryzysu utuliłam ją i trzymałam na rękach żeby sobie odsapnęła i żeby znów zrobiła się śpiąca. Tymczasem w ciągu pół godziny…bleee…. Drugi bełt. Znów dwa wielkie chlusty. Biedna… Zaczęłam się martwić, jeden raz, ok, nowe jedzenie to może być reakcja na kaszkę. Ale drugi? I to tak szybko? Zadzwoniłam do mamy, Szymon wlazł na internet i wyszło na to, że jak tylko wymioty bez gorączki to wina jedzenia i wystarczy poić po troszkę żeby się nie odwodniła. Wiec teraz siedzę przy niej i co chwile doglądam, a ona śpi na kanapie pod kocykiem i jest przesłodka. Szymon śpi w „jej” pokoju, więc kilka kolejnych nocy będziemy spać w trójkę. Szkoda, że przyjechał bez Magdy, bo to chyba fajna dziewczyna i chciałabym ją poznać. To na tyle, trzymajcie kciuki żeby Ida już nie wymiotowała i żeby generalnie było z nią wszystko dobrze. Dziś rano właśnie sobie myślałam o tym, że już 3 tygodnie nie byłam z nią u żadnego lekarza! To najdłuższa przerwa w jej dotychczasowym życiu. Mam nadzieję, że nie będzie ogóle takiej potrzeby póki jesteśmy tutaj. W przyszłym tygodniu powinnyśmy zrobić badanie krwi żeby skontrolować ten głupi marker, ale jakoś się nim nie przejmuję. Myślę, że będzie niższy :-)


Pozdrowienia!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz