środa, 23 stycznia 2013

I can't wait for thursday... :-)

Cześć Wojto!

Po pierwsze dziś wyciągnęłam list ze skrzynki ;-) Bardzo dziękuję, nie wiem ile w niej leżał, bo żadko (albo rzadko) mam wolną rękę, aby otworzyć skrzynkę (..a ile razy to robię to wysyłam wyzwiska pod adresem jej konstruktora!).
Po drugie szkód Idy ciag dalszy:
 któregoś wieczora zasiadłam na fotelu z kawą, posadzona w swoim kąciku Ida grzecznie się czymś bawiła i pomyślałam "jestem w niebie". Po dwóch łykach wydało mi się to jednak zbyt piękne i postanowiłam sprawdzić co takiego zainteresowało naszą Czupryniastą na tyle aby siedzieć na tyłeczku dłuższą chwilę. Siedziała tyłem do mnie, więc po cichu sie zakradłam i zajrzałam jej przez ramionko. Wiesz co ten Potworek obracał w łapkach?! Zgliszcza po bombce! Mamy na choince tylko kilka prawdziwych, szklanych bombek a ona (jak? kiedy?) ściagnęła akurat jedną z nich i (jaaak!?) stłukła i się bawiła tymi połamanymi kawałeczkami. Krew mi odpłynęła z głowy, wziełam ją szybko, ale delikatnie (żeby nie zacisnęła łapek i się nie pokaleczyła) do łazienki, umyłam łapki, a potem poodkurzałam te szkiełka. Nie wiem jak to sie stało, ale równie dziwne jest to, że Ida się w ogóle nie skaleczyła! Może to jest jakiś dziwny rodzaj szkła? W każdym razie poprzewieszałam wszystkie prawdziwe bombki zdala od jej łapek (choinka z dnia na dzień wygląda coraz dziwniej - na górze jest ładna i ma czasem dwie bombki na jednej gałązce, za to na dole światełka poplątane z łańcuchem, bombki nieliczne i chaotyczne, gałązki poodginane i jakoś tak igieł mniej...)

Kapu kąpu...




"Kąpiel kąpielą, ale chyba se mogę trzymać kabelek?"
Fajnie, że mamy tak ciepło w łazience, bo dzięki temu kapiele Idy mogą trwać ile jej się podoba. Najpierw siedzi w siedzisku i się bawi a ja staram się ją po chwili umyć, łącznie z główką. A jak już jest umyta to wyciagam siedzisko (jedną ręką trzymam Idę, która śliska jak śledź w oleju chce wstawać, iść, szarpać za węża, zrzucać butelki albo wychodzić z wanny, a drugą "odessywam" przyssawki z siedziska - jak odessam jedną i przesuwam rękę do następnej to ta odessana się z powrotem przysysa...;-) i tak w kółko). Ostatnio pokazałam jej jak się wyciaga korek (to był strzał w stopę!) i tłumaczyłam prawa fizyki i siłę Coriolisa. Niech się uczy, a co!

A potem trzeba to jakoś posprzątać....
Na załączonym obrazku widać:
1. mata z Lidla spisuje się jak nigdy. Bez niej kąpiel tego piskorza to by była robota na 8 rąk. A tak może sobie sama siedzieć!
2. Kubeczki z IKEI są fajne, jeden chowa się w drugi, mają dziurki przez które kapie pojedyńczy strumyk lub prysznic. Na razie ja mam większa zabawę niż Ida, ale wierzę, że dojrzeje ;-)
3. wycierałam jej oczka po myciu głowy ręczniczkiem malutkim a złośnica go wrzuciła do wody hihih. Teraz jest sztywny jak nie wiem po krochmalu
4. Przewijak jest używany tylko po kąpieli. Po pierwsze NA łóżeczku nie ma prawa bytu, po drugie wystaje jej z niego głowa i nogi hihih a po trzecie pewnie by go załamała ;-D co my z tymi wszystkimi rzeczami będziemy robic? wanienka, karuzelka, przewijak, fotelik, gondola.... chyba czas najwyższy na kolejnego bobaska  ;-DDDDDDD
Tak a propos karuzelki to ona się jednak całkiem nieźle składa - Rafał mi wytłumaczył jak, bo mięli taką samą.
5. Patent Ani Frani sie nie sprawdził w kwestii suszarki mechanicznej i nie-prasowania prania, wiec próbuję kolejny: Asia B. nie prasuje ciuchów tylko je po praniu składa ładnie, one leżą kilka godzin i potem je ładnie rozwiesza. Jak na razie testy wypadają nieźle - niewiele rzeczy zostaje do prasowania ;-) A na resztę przymykam oko hihihi
6. Ida ma kolejne DWA kremy do ciałka. Ja nie wiem które to juz? siódme? ósme? Nie wiem już jak je oznaczać, nazywać, numerować? A tak w ogóle nasza apteczka pęka w szwach. Mały hipohondryk (ona czy ja? hihi).
Jak wiesz w niedzielę rozmawiałam z Anną Cee. Tak się ucieszyłam, że ma małą córeczkę! Ależ czas leci! Kiedy ja ją ostatni raz widziałam? Chyba na tym nieszczęsnym spływie Rudą, z survivalem. Wtedy chyba nawet nie byli zaręczeni, a teraz proszę! Natchnęło mnie i wieczorem zrobiłam kartkę z gratulacjami. Nigdy wcześniej nie wysyłałam nic takiego, a szkoda, bo to bardzo miłe kiedy się dostaje, prawda? Teraz już to wiem i jestem mądrzejsza. Taka dłubaninka, wycinanie, klejenie to jest to co lubię, a jeszcze w dodatku efekt mi sie spodobał ;-) I ekologiczna jest ta kartka. bo z recyklingowałam starą urodzinową hihih

 W środku napisałam cytaty z książeczki, którą pożyczyła nam Asia jak jeszcze byłam w ciąży. Wtedy ją przeczytałam, pooglądałam zdjęcia, ale nic ciekawego jakoś nie przykuło mojej uwagi. Teraz czytałam i się śmiałam, płakałam, wzruszałam, a na widok zdjęć łzy mi ciekły jak głupie. Zupełnie inaczej odbieram to dzisiaj, a zupełnie inaczej wtedy kiedy jeszcze Ida była w brzuchu. Niesamowite, nie sądziłam, że aż tak mi sie w głowie poprzestawia.
Że nie wspomnę o tym jak oglądam "Porodówkę" i ryczę cały odcinek hihihih Przejdzie mi kiedyś?
 No a w związku z Anią to mam taki wielki wyrzut sumienia, że nie pojechałam na jej ślub. Planowałam jechać, nie wiem czy to pamiętasz, ale wtedy dostałam pracę w F. i "prośbę służbową" żeby pójść na 3 dniowe weekendowe szkolenie Odyseji Umysłu. Mówiłam, że mam ślub koelżanki, a Dyr mi suszyła głowe, że to takie ważne szkolenie, że jej pracownicy powinni, że to ostatnia taka szansa... No i głupia poszłam na szkolenie,. Razem ze mną szkoliła się pani Prezes, więc nawet nie miałam jak potajemnie "zwiać". I bardzo tego żałuję. Szkolenie do niczego ważnego mi się tak naprawde nie przydało, a do dziś mi przykro, że nie byłam na tym ślubie. I pluję sobie w brodę za brak asertywności! Ania była u nas, pamiętasz? Chciało jej się chyba nawet pociągiem przyjechać.... Buuu, szkoda, że takich sytuacji nie da się cofnąć. I kilka razy jak organizowała "spotkanie" naszej grupy ze studiów to musiałam odmówić bo"coś tam". I rok temu, jak u siebie organizowała spotkanie z noclegiem, tak strasznie chciałam pojechać, tak się cieszyłam ... i wtedy się rozchorowałam, poszłam na L4 i lekarz kazał mi siedzieć w domu. Pamiętasz? Byłam chyba w 5 miesiącu ciąży i wszyscy mi powtarzali, że powinnam uważać, nie bagatelizować... więc nie pojechałam. A druga taka okazja sie nie trafi - teraz to się bedziemy jedynie na kinderbale umawiać, a nie postudenckie pogduchy.
No trudno. Jest jak jest i należy wyciagnąć z tego wnioski na przyszłość.

W poniedziałek kończyłam pakowanie prezentów dla Babć. Jak wiesz laurki zamówiłam w sklepiku Jacka (na kreskę! wstyd!) a dla Twojej mamy miałam ramkę ze zdjeciem, dla mojej same zdjęcia i herbatnik do kawy ;-) jeden!!!

Tak Idunia mi pomagała - dwie sekundy po posdzeniu w krzesełku, które dotransportował dzień wcześniej Rafał  wylała moją herbate, ładny zaciek?

 i ta mina pt "..ale o co chodzi?"

A to to ciastko dla mojej mamy. Oblazły je robale hihihihih. Ciastko robiłam sama, żeby nie było!
 Pojechałysmy, zasnęła, wiec jeździłam daleko daleko żeby miała czas pospać, zajechałam do Filo, oddałam L4, pojechałam do mam. Twojej nie było, wiec poszłam do mojej...no i co tam robiłam to ci opowiadałam. Tak Ida była wystrojona. Pulowerek od siostry Rafała, jest boski, ale niestety wyziera spod niego bebech ;-) Opaska od Asi ;-)



 Wiesz jak śmiesznie Ida wygląda na rękach Twojej mamy? Jest przy niej taka długa! ...ma ponad połowę wzrosty Twojej mamy!

 Dzisiaj robiłysmy laurki dla Dziadziów. Idusia baaaaardzo mi pomagała....


 "coś nie tak?"


Pojechałyśmy do GL, zaparkowałam pod Biedronką, zrobiłyśmy zakupy, potem pognałam na cmentarz. Bałam się że go zamkną, bo już było ciemno , ale na szczęście się udało. Pędem odwiedziłyśmy obu Dziadków, zapaliłyśmy znicze, zostawiłyśmy laurki (myślisz, że znikną? ;-)  ), lasem wróciłysmy do mamy odebrać coś i z powrotem do auta i do domu. Dwugodzinny spacer na mrozie dobrze nam zrobił. Teraz jest późny wieczór, Ida ładnie (puk puk) śpi a ja zamiast sprzątać, gotować, piec, wygładzać czerwony dywan ...siedzę przed kompem.

Ostatnio wpadły mi w oko dwa blogi o chorych dzieciach. Nigdy wcześniej nie czytałam takich rzeczy, wręcz ich unikałam. A teraz nie mogę się oderwać. Krótko Ci opowiem. I chyba juz wiem dlaczego akurat te polubiłam... Małe dziewczynki....
1. OLIWKA Tym, co mnie zatrzymało na jej stronie było zdanie "we wrześniu 2012 trafiliśmy do szpitala z podejrzeniem nowotworu". Aż mnie zmroziło. Ogólnie rzecz biorąc lekarze w PL nie dawali jej szans, więc po poszukiwaniach, zbiórce pieniędzy dzis była drugi raz operowana w Niemczech (chyba na kredyt na razie), wygląda na to, że się udało wyciąć, choć to prawdziwy cud. Oczwiście za operacje rodzice muszą zapłacić sami... króciutki filmik
wiem, wiem, powiesz pewnie, że wiele jest takich dzieci, że trafiają się oszusci... Ale jak będziesz miał chwilę to pooglądaj bloga blog Oliwki/. Strasznie trzymam za nią kciuki, szkoda, że mieszka w Gdyni, bo mogłabym dla niej przekazywać nakrętki.
2. ANTOSIA nie walczy o życie tylko o uratowanie nóżek. Urodziła się miesiąc przed Idą, w tym samym szpitalu w Knurowie, mieszka w Gliwicach i jest ślicznym czupurkiem. Jej rodzice prowdzą zbiórkę na skomplikowane operacje w USA mogące jej uratować niesprawne, biedne nóżki. W PL radzili amputacje, bo nikt nie chciał się podjąć operacji. Niesamowite, ile mogą zrobić ludzie, którym tak strasznie zależy na ukochanym dziecku - ich działania są bardzo intensywne i jakies takie pozytywne, radosne...Antosia

Pamiętasz jak  się czuliśmy po narodzinach jak ta głupia lekarka nas postraszyła, że Ida ma wadę serca? Ja wtedy myślałam, że nie da się bardziej martwić. A wrzesień? Brrr.... Nie potrafię sobie wyobrazić jaki ból mają w sercu rodzice zwłaszcza Oliwki. I jak z tym funkcjonować? Jak nie zwariować? I jakie my mamy szczęście, że te wszystkie dolegliwości Idy nawet te upiedliwe i na poczatku niepokojące to jednak "pryszcz". Sczęściarze z nas!

Ejjj, ejjj Wojto! Kiedy przyjeżdzasz? Jutro?? No co Ty!!! hahahha :-) Czekamy na Ciebie :-))))))))))
Pozdrowienia dla Konia i Pablo. Nie dokuczaj im za bardzo, że Ty masz wolne, a oni nie ;-)

do zobaczenia za 2000 kilometrów!

czwartek, 17 stycznia 2013

Tata tataaaa

Cześć Wojto!
...przez kłopoty z netem nie zapisało mi ostatnich zmian czyli poprawiania błędów... nie mam siły na ponowne ich poprawianie, wiec bedziesz czytał analfabetyzmy, trudno. Tutuł posta taki, bo Ida od kilku dni bebla jak z karabinu "tata tatatata taaaa" :-)


Nasze ostatnie dni w pigułce:
Pysia olała sikiem prostym raczkowanie, pełzanie i inne głupoty i przeszła do szturmu mieszkania na stojąco. Łapie się czegokolwiek (łóżko,ściana, zasłona, meble, moje nogi, zwisające paski..) i hop do góry. A jak już jest na nogach to drepta wokół - tak długo jak ma się o co opierać tak długo idzie. Zdarzyło mi się już dwa razy, że zostawiałam ją na dywanie pośród zabawek, wydawało mi się, że jest pochłonięta czymś i szłam myć zęby czy przebrać się do szafy i po chwili słyszę dziki ryk. Biegnę, a Ida leży plackiem, na plecach ...pod akwarium. W sensie nie przygnieciona akwarium tylko obok tej szafki, na której stoi :-) Musiał skubaniec podczołgac się do łóżka, hop na nóżki, dreptu dreptu wzdłuż krawędzi i potem może bez dywanu, na panelach traciła przyczepność, albo łapała za poduszkę, która jej nie utrzymała i bam - na plecy ;-//// Trzeciego razu juz nie będzie, nie zostawiam jej juz ani na chwilkę, bo to łobuz ;-)

Generalnie wszelkie miejsca i przedmioty w mieszkaniu mają ostatnio często taki oto widok:






 Jak myslisz, czy półka wytrzyma ten etap poznawczy?
"o co chodzi mamusiu? Syrop zrzuciłam, wysysacza smarków też.. i kropelki, więc pora na termometr. Tak śmiesznie się do mnie spieszysz jak go biorę do ręki" ;-)


Idula ma kilka ulubionych miejsc i zajęć. Numer jeden to gwiazdki. Widziałeś już zdjęcie wcześniej, ale teraz przeszła na level 2 i zamiast się bawić tymi wielkimi to ciagnie za kabelki i ściąga te małe gwiazdki (da się je sciagnąc z diod). Uparty z niej osioł taki, że szkoda gadać hihi. Kolejna rzecz to pajac, którego lubi ciagnąć za sznurek i wtedy macha rękami i nogami. Pamiętam, że jako dziecko też miałam takie zabawki tylko papierowe, niektóre nawet chyba jakos sami w domu robiliśmy z papieru, sznurków i guzików.
Trzecie miejsce to kuchnia i Twoje minerały-dzwonki. Szarpie za kwietnik, do którego są przywieszone i im większego hałasu narobi tym ma większą radochę :-)
 któregos wieczora zapoznałam ją ze śniegiem. Zebrałam trochę z parapetu i maćkała paluszkeim. A ja jej nad uchem przekaz podprogowy: "śnieg jest głupi i śmierdzi, śnieg jest głupi i zima też jest głupia" hihihi
Idula jest fajną dziewczynką, ale ...yyyyy....... trochę się możesz zdziwic ile to małe stworzenie jest w stanie narobić bałaganu i szkód. Umówmy się, opiekun nic tu nie pomoże ;-)
W kuchni ma pewną ilość (coraz większą i większą...) zabawek i innych przedmiotów, które milion razy dziennie spadają ze stołu i sa podnoszone, i spadają i są podnoszone.....


I takim jednym przedmiotem jak juz Ci wspominałam były filety makreli w sosie pomidorowym. I taka "się" zrobiła dziurka w scianie...

No i ten.... fajnie się dziecku kręciło....
Śmiesznie mam z nią, co? :-))))

ale ale... poza dziurą w ścianie to na Ciebie czeka jeszcze jedna rzecz do naprawienia...

...oj tam.... poprostu szła wzdłuż wanny i trzymała ię zasłonki...wielkie rzeczy!


ale im dalej tym może być ciekawiej - oto co znalazłam po wizycie Balickich ;-) Roberta dzieło hihihihi
Także nic tlko cieszyć sie chwilą :-) 
Bywają i takie momenty (około 3 minut dziennie) kiedy Idula bawi się sama ;]



 "Masz coś do mnie? Masz? To dawaj!"


 Jajko jest fajne. Zwłaszcza jak można je rozsmarowywać po krzesełku.


"I'm a celebrity, get me out of here!!!" :-))


Zgadnij które to nasze autko?

nie wyłaziłam nigdzie 3 dni i miałam złudną nadzieję, że nastąpi intensywny proces topnienia i sublimacji... nie nastąpił. Musiałam to w końcu odśnieżyć ;-) Zrobiłam to we wtorek, żeby w srode, po drodze na rozmowę nie tracić czasu (i się nie spocić, fuj).
W poniedziałek, nagle! miałam wysłać swoje CV i list motywacyjny. Ostatni raz aktualizowałam je 3 czy 4 lata temu, wiec wymagało to chwili skupienia - Ida jak na złość była bardzo absorbujaca i nie miałam na to szans. I jeszcze niespodziewanie przyszedł elektryk - ciesze się bo wszystko naprawił i jest super. Wieczorem chciałam sie zająć kilkoma sprawami. Po pierwsze blog dla Ciebie. Po drugie poznawanie firmy, do której wysłałam CV. Po trzecie Asia mi podsunęła pomysł jak spróbowac zarobic przed Walentynkami, miałam kilka projektów-pomysłów i chciałam je przenieśc do kompa - wreszcie wysłac CV do IKEI - bo tam akurat potrzebuja kogos i to można powiedzieć, ze w zawodzie moim!. No ale ze wszystkich planów wyszło wielkie NIC, bo Ida budział sie co chwilę i płakała. Ma tak od dawna, ale wtedy jakos bardziej. Juz nie wiem o co jej chodzi, co jej sie dzieje. Ucho pobolewa? Zęby idą? Chce spać przytulona? Nie wiem. W kazdym razie byłam troche zła, bo ten czas kiedy ona idzie spac, powiedzmy po 21, kiedy robi sie cicho i spokojnie to uwielbiam - wtedy myje naczynia, ogarniam chaoos, robie sobie herbate i zasiadam przed kompem. Potrzebuje tego zeby sie zrelaksowa, odpoczac i porobić rzeczy, ktore z nia sa niemozliwe. No i dupa - nie mogłam. Musiałam się koło niej położyc i tylko na chwile wyskoczyłam kiedy zsnęła mocniej żeby umyć zęby i przebrac się w piżamę.

Asia wjechała mi trochę na ambicje i kazała sie wystroić na te rozmowę. Pewnie bym polazła w czymś standardowym. Okazało sie, ze jedyna koszula z kołnierzykiem jaką mam ma kolor seledynowy ;/ Więc we wtorek jak byłam na spacerze z Idą musiałam isc na poczte wiec poszłam do Platana i tam w pierwszym sklepie z brzegu (naprawde!) kupiłam białą bluzke. 


 A to jeszcze my dwie, na deserek ;-)


sobota, 12 stycznia 2013

Xtra Dzień ;-)

Dzisiaj wyjątkowo długo zabalowałyśmy w wyrze. Ida budzi się przed 7 uśmiechnięta i pełna energii i się wspina - a ja półprzytomna "podtrzymuje" ją. Wspina się na mnie, wbija mi stopy w żebra, wpycha palce w oczy, sięga do półki nad kanapą i ściąga z niej wszystko (najbardziej uparła się na kwiatka w doniczce). Niestety nie jestem najlepszym opiekunem o tej porze...
zobacz jakiego ma fajnego tapira po prawej stronie główki. Nie da się tego zaczesać przez pół dnia ;-)

W każdym razie, jak już poscieliłyśmy wyro to błąkałysmy się powoli po mieszkanku, bardzo leniwie.... aż tu nagle "puk puk". przyszła sąsiadka z chlebem - kiedyś ją prosiłam, że jakby była rano w Biedronie to żeby mi kupila ten dobry chleb ;D No to kupiła. Po jej wizycie juz bardzo szybko się ubrałyśmy ;-) Jadłyśmy leniwie sniadanko, a ja zrobiłam sobie przez przypadek baaardzo oryginalną herbatę. Z cytryną. Na bogato. :-)


Ida nawet raczyła zjeść pół kromki z masłem, a potem w ciągu dnia jabłko ze słoika. To niemal cud, bo od ponad tygodnia odmawia przyjmowania do dzioba czegokolwiek poza mną.. ;-/





Łaziła sobie po wyrku, szarpała zabawki, pożerała chrupki (gryzie je, szarpie, a potem dziab! w palucha i ryk ;] )

Fajna jest, wiesz? :-)
Świat jest chwilowo bardzo ładny. Pokryty białym puchem równiutko, zwłaszcza późno w nocy fajnie to wygląda jak jest pusto na ulicach, a noc jest dzięki temu śniegowi jasna. Tylko...jak mam ten głupi snieg odgarniać z auta...i drapać szyby...to wiesz co sobie myśle i pod nosem mówię ;-\.
Uczyłam dziś Idę jak się robi schabowe, a potem jej demonstrowałam jak się je je. Dałam jej też do miseczki ziemniaka, kwiatka brokuła, fasolkę zieloną w nadziei , że zacznie się integrować z jedzeniem, ale szybko integrowała sie podłoga  hihihi
 ja tu z Tobą gadu gadu a Pysia kwęka z tęsknoty za mamusią ;-)
 takie śliczne gwiazdki z naszymi imionami były przy gwiazdkowych prezentach. Made in Wierzbols' house :-)
 ..."że niby nie mogę zrzucać tych błyszczących kulek? Nie kochasz mnie czy co?"... :-)



Po obiedzie szybko spakowałam torbę i pojechałam do mamy. Pojechałam to za duże słowo - poślimaczyłam się :-) Było tak ślisko, że chamowałam 100m przed swiatłami, abs się co chwilę włączał i jechałam jakies 35 na godzinę. No. ale dojchałysmy całe. U mamy nakarmiłam Idę i właściwie od razu pojechałam  z powrotem do Zabrza. Wiesz po co? ;-)))))

PATRZ:

 taaaak! to nagranie Xfactora. W DMiTcie, za darmola! Gdyby Ida nie była chora to bym tam siedziała od trzech dni :-))

 poprawki makijażu i fryzury jury. Nic nie widac, wiem, ale i tak "jaram się" hahahhah


Fajnie było tak zobaczyć jak działa telewizja, jak to się wszystko tak naprawdę odbywa. Tłum był dziki i mało mnie nie zgniótł przed wejściem, ale Asia z chłopakami była dużo wcześniej i zajęła mi fajne miejsce. Siedzieliśmy zaraz z brzegu, przy przejściu, którym wchodziło jury. Kuba Wojewódzki, Tatiana i Czesław - Mozzil nawet sie zatrzymał, uśmiechnął na widok Jacka i przybił mu piatkę ;-) Kręciłam filmik, ale z wrażenia nie trafiłam i nagrałam głowy innych ludzi zmiast Jacka ;-/

Całość była fajna, na 15 osób, które występowały w tym czasie co byliśmy, nie było ani nikogo genialnego, ani śmiesznego, ale Wojewodzki nadrabiał, zgrywuśnie się zachowywał.

A na koniec spostrzeżenie. Postanowiłam się więcej uśmiechac i smiać w ogóle. I głośniej słuchać muzyki. I rozmawiać z ludźmi - to takie fajne!
A tu przykład dwóch różnych reakcji jakie mnei spotkały w ostatnich dwóch dnia gdy coś przeskrobałam:

1. wchodziłam do windy a nasza sasiadka akurat z niej wychodziła. Ona mi zadała pytanie o Idę, ja jej czy chodzi rano do biedronki, potem poprosiłam o kupienie chleba, a ona na to czy juz wróciłam do pracy, ja na to, że nie bo cos tam coś tam... i tak chwilę gadałysmy, aja cały czas byłam już w windzie. Jak skonczyłyśmy to zjechałam dwa piętra w dół, czy tam trzy i na siódmym się winda zatrzymła. Myślałam, że ktos będzie wsiadał, zobaczyłam kawałek czyjejś nogi, więc otworzyłam drzwi i wyjrzałam żeby spytać . A tam starszy facet patrzy i mówi "nie, ja nie jadę, chciałem tylko zobaczyć kto sobie takie pogawędki w windzie urządza". Rozesmiałam się i mówię wesołym tonem "no, to ja!" - bo myslałam, ze gość na wesoło do mnie to mówił. A on naburmuszony "to przeprosic by się przydało, a nie..." i nie ejstem pewna ale chyba powiedział "a nie głupio usmiechać". W tym czasie drzwi się zamknęły i winda odjechała (ze mna i Idą w środku). Kurcze, myślłam o tym potem przez cały dzień. Nie zrobiłam nic strasznego, wiem, ze takie przetrzymywanie windy jest niefajne, ale świat się nie zawalił. Miałam na twarzy wypisane poczucie winy, ale chciałam zareagować uśmiechem, bo w końcu tak byłoby przyjemniej - brrrrr! To mi dało do myślenie - jeśli ja bym tak zareagowała jak ten gość ( a wiele razy miałam ochotę, zwłaszcza jak się spieszyłam na autobus) to też bym komuś zepsuła humor na cały dzień i uchodziłabym za gbura. Wniosek : nie napadać na ludzi, zażartować!

2. Jechałam do Domu Muzyki i Tańca samochodem, wjechalam na parking i było dużo samochodów, więc jak tylko zobaczyłam lukę w samochodach, wzdłuż drogi na tym parkingu to stanęła. Kiedy troche wycofywałam to zobaczyłam, że zastawiam hydrant. Zastanowiłam się przez sekundę "czy w takim razie można tu stać?" i nie zdążyłam dojść do żadnego wniosku gdy podszedł do mnie ochroniarz. Otwierałam szybę i myslałam"no, to teraz mnie objedzie!" a on z uśmiechem "dzień dobtry! moze pani tu stać pod warunkiem, ze jest pani wazniejsza od straży pożarnej" i w śmiech. Ja mu na to, że w takim razie zwiewam, a on mi pokazał gdzie znajdę jeszcze wolne miejsca i spokojnie odjechałam. Byłam taka zadowolona, że uśmeich z dzioba mi nie schodził. Zobacz jak wiele zleży od tego jak człowiek jest nastawiony do drugiej osoby. Przeciez on mógł się popukać w czoło i powiedzieć coś w stylu "kobieto, umiesz czytać? ślepa jesteś?" i tym by sprawił, że ze wstydu bym odjechała w siną dal i odpuściła sobie całą imprezę. Ech.... Jeszcze raz, wniosek: dobry humor jest dobry :-)

Miłego dnia mój Pracusiu!!!! :-)