W sobotę obudziliśmy się niezbyt wcześnie i z błogą
powolnością zjedliśmy śniadanko. Pogoda nie była najlepsza, ale żeby nie
siedzieć w domu bez sensu zebraliśmy się nad morze. W końcu jesteśmy tak
blisko, a ja jeszcze nie widziałam. Podobno Wojto pracuje gdzieś niedaleko, więc jak przebywa
na wysokości to widać wodę.
Pojechaliśmy do najbliższej miejscowości wybranej palcem na
mapie czyli Redcar.
Droga mijała
spokojnie, ale widoki po drodze nie były raczej powalające. Krajobraz
industrialny, bardzo podobny do śląskiego. Pełno budynków, elektrownie,
fabryki, spalarnia śmieci, huta, jakieś rury, jednym słowem brzydko.
trzy mini na rondzie
;-)
Zaparkowaliśmy przy ulicy wzdłuż plaży i Wojto przez jakieś
10 minut nie mógł uwierzyć, ze ten parking jest darmowy, wiec pytał ludzi,
zaglądał innym samochodom za szybę i czytał wszystkie napisy w promieniu pół
kilometra. W końcu dał się przekonać i poszliśmy na plażę. Cóż za
rozczarowanie!
Akurat trwa przebudowa plaży i jest do niej utrudniony
dostęp. Jak już znaleźliśmy wejście to się okazało, zenie warto. Może i owszem,
piaszczysta i szeroka, ale jakaś taka paskudna. Co kilkadziesiąt metrów na
całej szerokości od zarośli po wodę drewniane falo- czy wiatro-chrony, przez
które trzeba było przechodzić, od strony miasta wprost na plażę wychodziły jakieś
podejrzane, stare, zardzewiałe rury…
Woda była szara, na niej, daleko ustawione w kolejce do
kanału tankowce i inne wielkie, przemysłowe statki, niebo było granatowe i
groziło deszczem. Przeszliśmy się dosyć
daleko plażą w stronę jak nam się wydawało centrum, ale w tym centrum nic nie
było! Jeden hotel, żadnych budek
pamiątkami, żadnej gastronomii- nic. Widocznie nie jest to miejscowość
turystyczna i szczerze mówiąc nie dziwię
się. Strzeliliśmy fochem
I poszliśmy stamtąd.
Gdy wyszliśmy z plaży poszliśmy ulicą prosto do auta i
wróciliśmy do domu. Nie omieszkam zamieścić kolejnej porcji arcydzieł Yorkshire
;-)
Po drodze Wojto kupił
nam po pizzy (99p za sztukę!) i w domu ją podgrzaliśmy i pożarliśmy, bo głodek
ściskał. Ida poszła ładnie spać, wymęczona dniem a do ans przyszedł z piętra
niżej kolega Wojtka Paweł i wspólnie obejrzeliśmy dwie komedie. Jak się już
żegnaliśmy to była…2 w nocy!! Kiedy się w końcu położyliśmy spać to zdążyłam
się przytulić do Wojtka, zamknąć oczy i usłyszałam „eeeee” dobiegające z pokoju
obok. Ida się obudziła. Poszłam do niej, nakarmiłam, przytuliłam i jak tylko
wróciłam do łózka to znów usłyszałam „eeeeeeeee”. I tak do rana…. W końcu koło
4 położyłam się koło niej (i przykryłam jej kocykiem wielkości chusteczki do
nosa) i próbowałam zasnąć. Było mi zimnawo i Ida co chwilę jojczała, nie
wiedziałam o co jej chodzi. Karmiłam, ale nie była zbyt zainteresowana, zresztą
nie można głodnieć co 10 minut! Łaziłam z nią po pokoju to się wyginała i
darła. Kładłam obok to co chwilę się do mnie odwracała i maćkała łapkami,
przytulała się i po chwili odwracała w druga stronę i ryk. Koło 9 miałam
serdecznie dosyć i byłam nieprzytomna z niewyspania. To pierwszy taki raz w
historii naszej Trójki. Zwabiony dzikim piskiem Wojto kazał mi iść do łóżka a
sam zajął się Idą. Nie wiem co jej robił, ale spałam od 9.30 do 11.30!!
Ile razy przez ostatni miesiąc byliście nad morzem? żyć nie umierać, pracować w szkolnictwie...
OdpowiedzUsuń