poniedziałek, 8 października 2012

Nie ma to jak Redcar... ;/




W sobotę obudziliśmy się niezbyt wcześnie i z błogą powolnością zjedliśmy śniadanko. Pogoda nie była najlepsza, ale żeby nie siedzieć w domu bez sensu zebraliśmy się nad morze. W końcu jesteśmy tak blisko, a ja jeszcze nie widziałam. Podobno Wojto  pracuje gdzieś niedaleko, więc jak przebywa na wysokości to widać wodę.
Pojechaliśmy do najbliższej miejscowości wybranej palcem na mapie czyli Redcar.

 Droga mijała spokojnie, ale widoki po drodze nie były raczej powalające. Krajobraz industrialny, bardzo podobny do śląskiego. Pełno budynków, elektrownie, fabryki, spalarnia śmieci, huta, jakieś rury, jednym słowem brzydko.
 trzy mini na rondzie ;-)
Zaparkowaliśmy przy ulicy wzdłuż plaży i Wojto przez jakieś 10 minut nie mógł uwierzyć, ze ten parking jest darmowy, wiec pytał ludzi, zaglądał innym samochodom za szybę i czytał wszystkie napisy w promieniu pół kilometra. W końcu dał się przekonać i poszliśmy na plażę. Cóż za rozczarowanie!

Akurat trwa przebudowa plaży i jest do niej utrudniony dostęp. Jak już znaleźliśmy wejście to się okazało, zenie warto. Może i owszem, piaszczysta i szeroka, ale jakaś taka paskudna. Co kilkadziesiąt metrów na całej szerokości od zarośli po wodę drewniane falo- czy wiatro-chrony, przez które trzeba było przechodzić, od strony miasta wprost na plażę wychodziły jakieś podejrzane, stare, zardzewiałe rury…














Woda była szara, na niej, daleko ustawione w kolejce do kanału tankowce i inne wielkie, przemysłowe statki, niebo było granatowe i groziło deszczem.  Przeszliśmy się dosyć daleko plażą w stronę jak nam się wydawało centrum, ale w tym centrum nic nie było! Jeden hotel, żadnych budek  pamiątkami, żadnej gastronomii- nic. Widocznie nie jest to miejscowość turystyczna  i szczerze mówiąc nie dziwię się. Strzeliliśmy fochem

I poszliśmy stamtąd.
Gdy wyszliśmy z plaży poszliśmy ulicą prosto do auta i wróciliśmy do domu. Nie omieszkam zamieścić kolejnej porcji arcydzieł Yorkshire ;-)




Po drodze Wojto  kupił nam po pizzy (99p za sztukę!) i w domu ją podgrzaliśmy i pożarliśmy, bo głodek ściskał. Ida poszła ładnie spać, wymęczona dniem a do ans przyszedł z piętra niżej kolega Wojtka Paweł i wspólnie obejrzeliśmy dwie komedie. Jak się już żegnaliśmy to była…2 w nocy!! Kiedy się w końcu położyliśmy spać to zdążyłam się przytulić do Wojtka, zamknąć oczy i usłyszałam „eeeee” dobiegające z pokoju obok. Ida się obudziła. Poszłam do niej, nakarmiłam, przytuliłam i jak tylko wróciłam do łózka to znów usłyszałam „eeeeeeeee”. I tak do rana…. W końcu koło 4 położyłam się koło niej (i przykryłam jej kocykiem wielkości chusteczki do nosa) i próbowałam zasnąć. Było mi zimnawo i Ida co chwilę jojczała, nie wiedziałam o co jej chodzi. Karmiłam, ale nie była zbyt zainteresowana, zresztą nie można głodnieć co 10 minut! Łaziłam z nią po pokoju to się wyginała i darła. Kładłam obok to co chwilę się do mnie odwracała i maćkała łapkami, przytulała się i po chwili odwracała w druga stronę i ryk. Koło 9 miałam serdecznie dosyć i byłam nieprzytomna z niewyspania. To pierwszy taki raz w historii naszej Trójki. Zwabiony dzikim piskiem Wojto kazał mi iść do łóżka a sam zajął się Idą. Nie wiem co jej robił, ale spałam od 9.30 do 11.30!!

1 komentarz:

  1. Ile razy przez ostatni miesiąc byliście nad morzem? żyć nie umierać, pracować w szkolnictwie...

    OdpowiedzUsuń