piątek, 31 sierpnia 2018

Różnorośle komórkowe

 Tak Ida narysowała Peppę - z głowy!! kwiecień 2017 (5 lat)

 w kinie w łazience. Nawet nie wiem jaki dać komentarz...

 Ida ma kolczyki.

 Któregoś wieczora Ida leżała w naszym łóżku (Wojto na delegacji) i mówi:
"ach, coś niedobrego dzieje się w naszej rodzinie". Wystraszyłam się, że oto dziecko ma traumę przez rozstanie... a to się okazało, że przyczyna jest bardziej błaha:
- Bo nikt nie podlewa mojego kwiatka brokatową wodą"
- ...Yyyy.....
 Chciałam mieć ... tatuaże... lalalala

 Pourodzinowe nacieszywywanie się prezentami

                                                                   Fajnie było!

Wielkanoc, Zimnedni 2017

To była nasza czwarta Wielkanoc spędzona w UK. Druga z Szymonem!

Przyleciałyśmy z Idą w pierwszy dzień świąt, chwilę po nas zawitał także Szymon i Yana.

My miałyśmy ze sobą sałatkę, bigos, białą kiełbasę, babkę i polski chleb, Wojto ugotował żurek, Szymon natomiast przywiózł jakieś wegetariańskie jadło. Nasze "śniadanie" wielkanocne wyglądało dość oryginalnie ;-)
fot Yana Koleva

Po obżarstwie ruszyliśmy w teren. Było paskudnie zimno. Ja miałam na sobie wszystkie rzeczy jakie ze sobą przywiozłam plus koszulkę termoaktywną Wojta, a niektóre Angolki, pijane w sztok w porze obiadowej paradowały w sukienkach, które niczego nie zakrywały, g gołymi nogami, ramionami, brrrr.


Gdzieś byliśmy, coś zwiedzaliśmy, nazw nie zapamiętaliśmy.

każdy orze jak może

byliśmy też przejazdem w Nowym Jorku ;-)


Poprzednim razem zwiedzaliśmy tę latarnię i okoliczne domki, a tego dnia cały ten teren był odcięty od lądu. Nie jest to nic nadzwyczajnego, w zależności od pływów tamtejsi mieszkańcy poruszają się autem lub łodziami.


Idka rzadko widuje Szymona, ale wystarczyły jej te dwa czy trzy dni żeby wywiązała się między nimi fajna więź. Kiedy  razem z Yaną odjeżdżali długo stała w oknie i machała, a oni z kolei długo stali i patrzyli w nasze okno. Do następnego!

środa, 29 sierpnia 2018

Jak pokonać strach przed lataniem?

Jak nie bać się latać?

Niektórzy kochają latanie, inni... jakoś tak mniej.


Ostatnio doszłam do wniosku, że jest baaardzo dużo rzeczy, których się boję. Wśród nich jest latanie. Nie jest to na szczęście paniczny strach, więc jak nie ma innego racjonalnego sposobu na przemieszczenie się - to wsiadam na pokład i nie urządzam scen. Najczęściej kosztuje mnie to jednak sporo stresu, choć przyznam, że są też takie loty, z których niemal nic nie pamiętam.

Oto moje sprawdzone sposoby na strach przed lataniem:


Na śpiocha 


Gdy lot jest o drakońskiej porze, a reisefieber nie pozwala Ci zmrużyć oka - nie martw się. Prawdopodobnie gdy już dotrzesz na lotnisko, przejdziesz wszystkie zasieki, kontrole, naczekasz się w kolejkach i poczekalniach to będziesz tak padnięty, że gdy tylko poczujesz pod plecami miękki fotel, otoczą się przytłumione głosy i szum - Twoje powieki zamkną się zanim zdążysz o tym pomyśleć. Jeżeli lot nie jest ranny to jest wiele sposobów, aby być na tyle wykończonym by usnąć jeszcze przed startem samolotu. Nam się tak kiedyś zdarzyło, gdy wracaliśmy z wakacji, na których narzuciliśmy sobie szalone tempo zwiedzania. Spaliśmy od momentu zapięcia pasów do komunikatu, pilota, że schodzimy do lądowania. 

Rozproszyć uwagę


Gdy jest coś co pochłonie Twoją uwagę bardziej niż strach przed lataniem to wykorzystaj to. Pierwszy raz doznałam tego lecąc sama z 5-cio miesięczną córką. Bardzo przejmowałam się, że będzie krzyczeć i płakać, że ludzie wokół będą chcieli nas zrzucić do morza, albo, że narobi do pieluchy i nie będę miała jej jak przebrać. Nie wiedziałam jak zapiąć pasy takiemu maluchowi. Zastanawiałam się koło kogo będę siedzieć i jak ta osoba zareaguje na ewentualne krzyki. Gdy zabierałam się za karmienie stresowałam się, że komuś może się to nie podobać (gołe piersi w niektórych okolicznościach są pożądane, a w niektórych niekoniecznie hihi). Tyle rzeczy odciągało moją uwagę, że zapomniałam się bać lotu. Teraz doświadczam tego chyba za każdym razem, gdy podróżuję z dzieckiem - jest tyle rzeczy do zrobienia i obmyślenia, że nie starcza już czasu na zamartwianie. Dziecko to cudny odwracacz uwagi - ciągle chce siku, albo piciu, albo jeść, albo czytać, albo o coś pyta, albo coś opowiada, albo znów chce siku.

Gdy ktoś nie ma wolnego dziecka do lotów pod ręką, no cóż... można zabawiać jakiegoś malca siedzącego w pobliżu, albo wyznaczyć sobie jakieś zadanie:
- dowiedzieć się od trzech osób w samolocie jak się nazywają, gdzie pracują i czy lubią szpinak.
- podsłuchać jak najwięcej rozmów i liczyć wszystkie słowa na literę "m"
- obliczyć ile zarabia linia lotnicza na tym locie (wiadomo, że to liczenie nie będzie miało za wiele wspólnego z prawdą, ale niech mózg pokombinuje)

Ja kiedyś jechałam na lotnisko w tak trudnych warunkach atmosferycznych, że w którymś momencie uznałam, że lepiej byłoby zawrócić, bo nie jest możliwe abym zdążyła. Jednak zdążyłam. Po dwóch godzinach stresu w aucie, przyklejenia do przedniej szyby, jazdy 40 km/h po autostradzie, której bieg zgadywałam na podstawie nawigacji, bo zasypywana na bieżąco śniegiem zlewała się z poboczem, a potem gdy dotarłam na lotnisko czekał mnie jeszcze bieg z dzieckiem i bagażami na odprawę. Gdy miałam już pod stopami miękką wykładzinę kabiny samolotu poczułam się jak w domu. Po takiej dawce stresu przed lotem mój organizm nie był w stanie się już denerwować.


Pochłonięcie


Nie chodzi o piekło, a o ciekawe zajęcie. W moim przypadku bywa to książka - gdy trafię dobrze i mnie wciągnie na całego to nie obchodzi mnie co się dzieje na około, wtedy chcę aby lot trwał jak najdłużej, nie spoglądam na zegarek, niczego nie obserwuję - czytam i całą sobą jestem w książkowym świecie. Książkę można zastąpić krzyżówkami, grą na komórce, filmem, pisaniem czegoś albo nawet kolorowaniem. Jeśli będzie to dla nas prawdziwa przyjemność nasz mózg się przestawi na to zajęcie.

Przesyt katastrofami


Jak byłam w ciąży wszędzie widziałam kobiety w ciąży. gdy mam lecieć samolotem wszędzie słyszę o katastrofach. Jest w tym pewien sposób. Można  obejrzeć programy lub poczytać o licznych wypadkach lotniczych, obejrzeć symulacje katastrof, poczytać mrożące krew w żyłach historie i przekonać samego siebie, że nam też się to wydarzy. Gdy przesycimy nasze myśli takim scenariuszem wtedy przestaniemy się bać - będziemy pogodzeni z tym, że tak się po prostu wydarzy. W międzyczasie załatwimy sprawy, których nie mieliśmy czasu załatwić wcześniej, spiszemy nasz majątek (może nawet testament), napiszemy listy do bliskich, uporządkujemy dokumenty, może nawet pójdziemy do spowiedzi. Będziemy gotowi na odpadnięcie skrzydła, zderzenie z ptakiem, awarię podwozia, a nawet depresję pilota. Byle turbulencje nie zrobią na nas wrażenia.  A gdy już wylądujemy cali i zdrowi zaczniemy się zastanawiać jak to się stało :-)

Rutyna


Po którymś locie strach jest tak znany i tak "przerobiony" w głowie, że nie robi na nas wrażenia.

To są sposoby, które ja wypróbowałam na sobie, i które w moim przypadku zadziałały. Być może ktoś skorzysta, być może ktoś podpowie kolejny sposób? Ze swojej strony nie polecam uspokajać się za pomocą alkoholu - nie próbowałam i nie zamierzam.

Szerokiego nieba!

Czy warto lecieć na Lanzarote?

To dobrze, ze Lanzarote nie jest zbyt popularnym kierunkiem.

Może dłużej zachowa swoją urodę i wyjątkowość.


Tyle już miesięcy minęło, tyle się w międzyczasie wydarzyło, że cofnięcie się do tych zdjęć było podróżą w czasie i ogromną przyjemnością.

Kwiecień 2017


Razem z Idą i Brzucholem poleciałyśmy do Wojta i po kilku dniach w UK ruszyliśmy wspólnie na wakacje. Wbrew pozorom nie Jamaica tylko Lanzarote. Jedna z Wysp Kanaryjskich.
Gdy dotarliśmy na miejsce złapaliśmy zwykły miejski autobus i ruszyliśmy do docelowej miejscowości, czyli Costa Teguise. Trochę się wahaliśmy gdzie najlepiej wysiąść, ale Wojto z Idą ogarnęli temat.
Okazało się, że czekał nas długaśny spacer w upale, pod górę, z bagażami.... no ale było warto. Hotel okazał się świetny, a pokój, który wybrałam w sumie przypadkiem był najlepszy z możliwych.
Widok z jednej strony był taki jak na zdjęciu powyżej (widać tu przy okazji jaka była odległość do morza - około 20 minut spacerem, z Idą około 30 minut ), z drugiej strony był krajobraz księżycowy: czarna, kamienista ziemia, bez roślinności, bez zabudowań - coś zupełnie niespotykanego w naszym klimacie.
Nie mogliśmy się doczekać pierwszego spaceru!

Kolejne dni były cudne. Leniwe śniadania na tarasie, a potem wspólne spacery pięknymi uliczkami między willami, na których widok po postu serce i jęzory nam zwisały po chodnik. Miejscowość, w której wypoczywaliśmy była piękna - zadbane budynki, niziutkie, wszystkie w podobnym stylu i zbliżonych barwach, żadnych bilbordów, neonów, chińskich budek... spokój, cisza, zupełnie nie jak w miejscowości wypoczynkowej. Cieszyliśmy się i tym co znajdowało się w zasięgu naszych oczu i również sobą nawzajem, bo trochę byliśmy za sobą już stęsknieni.
 wokół Idy mnóstwo ryb

 dość oryginalna ochrona opon

Nie mieliśmy ze sobą żadnych zabawek dla Idy, więc obiecaliśmy, że coś będzie mogła sobie wybrać na miejscu - no to wybrała, pieska :-)


woda w basenie była lllllodowata.

Pożyczenie tego  pojazdu to był genialny pomysł - tyle śmiechu i zabawy, że nie pamiętam kiedy ostatni raz tak się śmiałam.


Bardzo chcieliśmy zwiedzić wyspę i zdecydowaliśmy się na wykupienie wycieczki objazdowej. Gryźliśmy się trochę ze względu na cenę, ale ostatecznie to był strzał w dziesiątkę. Sami byśmy nie zobaczyli tylu fajnych miejsc, zajęło by nam to ze trzy dni i kosztowało mnóstwo wysiłku i planowania.

Park Narodowy Timanfaya

Pierwszy raz widziałam wulkany (bardzo przepraszam, ale okolice Góry Świętej Anny to popierdułka, a nie wulkan). Pierwszy raz czułam gorąco buchające z ziemi i dotykałam pyłu wulkanicznego. Widziałam z bliska kratery, stożki, kaldery i zastygłe potoki. Pierwszy raz widziałam na żywo taki krajobraz - zadziwiający, zapierający dech w piersiach, zupełnie niesamowity! Spełniło się moje marzenie i byłam tak zachwycona, że nawet nie robiłam zdjęć. po prostu się gapiłam...





Ech...

Widzieliśmy wiele pięknych miejsc, zjedliśmy pyszne jedzenie, przejechaliśmy się na wielbłądzie (przewodnik zapewniał, że wielbłądy, jako obywatele Unii Europejskiej są traktowane godnie i humnitarnie.) To był super dzień!


 El Golfo


 dziura w dachu na kaktusa hihi
 obserwujemy wyjątkowe, albinotyczne krabiki

 Los Jameos del Agua

...Tak naprawdę każdy dzień tych naszych wakacji był cudowny. Uwielbiałam poranny, samotny spacer po pieczywo i owoce, mogłam sobie w ciszy pospacerować po pustych uliczkach, posłuchać śpiewu ptaków ukrytych w nielicznych drzewach, poczuć nieśmiałe, poranne promienie słońca, powoli przygotować się do dnia.


Na wyjeździe wypadły Idy urodziny. Byliśmy przygotowani!

 Nie byłam przekonana do tego by jej dawać tablet, ale radochę miała ogromną. Mam plan, że będzie na nim głównie grać w fajne gry typu literki, robociki itd (taaa)

W naszym pokoju (apartamencie właściwie) była kuchnia, korzystaliśmy z niej przy śniadaniach i kolacji, ale obiady jadaliśmy na zewnątrz. Dlaczego? Nie z lenistwa, a z praktycznego podejścia. Aby gotować obiady u siebie musielibyśmy wracać z plaży (30-35 min pod górkę), gotować, jeść a potem wracać. Zajmowałoby to lekko 2 godziny. Szkoda nam było tego czasu. Zwłaszcza,... że tuż przy plaży była restauracja, w której z rozkoszą pochłanialiśmy ryby, krewetki, makarony. Ida też wcinała, najbardziej spaghetti. Poniżej zdjęcie, na którym widać z jakim apetytem ;-) Nawet kapelusz był do prania ;-))

Jedliśmy tam niemal codziennie, więc w Idy urodziny nasz ulubiony kelner przyniósł jej ciastko ze świeczkami ;-)

Kartki wysłaliśmy w przedostatni dzień.

Woda była zimna, ale kusząca.



Podsumowując:

Lanzarote jest piękne. Dla osób, które chcą odpocząć od tłumów i dyskotek polecam Costa Teguise. Tam znaleźliśmy ciszę, harmonię, estetykę krajobrazu i architektury.

Objazdowe zwiedzanie wyspy to świetny pomysł. Koszt to ok 44€ za osobę dorosłą i 22€ za dziecko (ceny z 2017).

Hotel w którym byliśmy spełniał nasze oczekiwania w 100%, a nawet bardziej, bo takich widoków jak mieliśmy w życiu bym się nie spodziewała. Hotel to Lanzarote Paradise, a cena jaką ja zapłaciłam (rezerwując przez booking) to 412€ za 10 nocy. Bardzo chciałam zapamiętać numer pokoju, bo zadecydowanie był to najlepszy pokój w całym hotelu... no niestety, nie zapamiętałam. Była tam kuchnia, duża część dzienna z kanapą i telewizorem, sypialnia, łazienka, kilka balkonów i mnóstwo okien, z widokiem na basen, na krajobraz księżycowy oraz na panoramę Teguise z morzem.

Samolot powrotny mieliśmy o jakiejś 4 nad ranem, w związku z czym nie było szans na autobus miejski. Zamówiliśmy taksówkę i jechaliśmy jakieś 15 minut, zapłaciliśmy też niewiele.

Dlaczego wybrałam na wakacje Lanzarote? Zdecydowała cena przelotu. Z Newcastle (stamtąd startowaliśmy i tam też wracaliśmy) było to jedno z najtańszych połączeń. Ot, trochę przypadek.

Pora wakacji - ciut nietrafiona ze względu na zimną wodę w morzu. Niestety, termin wyjazdu determinował mój rosnący brzuch, bałam się, że jak nie pojedziemy wtedy to potem może nam coś przeszkodzić - i tak też się stało. Mimo wszystko, pomimo tego, że nie taplaliśmy się w morzu jakoś namiętnie to wakacje uważam za bardzo udane.

...a jak będziemy starzy i bogaci to willę na Lanzarote mogłabym mieć, nie pogardzę ;-D