poniedziałek, 26 listopada 2018

Jak rozplanować budżet rodzinny

Czasem mnie ktoś podpytuje, albo sama zacznę opowiadać o sprawdzonym sposobie planowania budżetu rodzinnego i potem mówię "podeslę Ci to". Dla tych, którym tak powiedziałam, a nie zrobiłam zamieszczam link do szczegółowej notki:

Medoda sześciu słoików

A nuż się Wam spodoba? :-)

środa, 21 listopada 2018

Rok 2017 w pigułce


Odczuwam dyskomfort z powodu wielkiej czarnej dziury w wydarzeniach opisywanych na niniejszym blogu. Aby wszytsko miało sens streszcze tu cały ten milczący czas, będę na bieżąco i odetchnę z ulgą :-)

STYCZEŃ 2017


Wojto wyjechał na delegację. Zostałyśmy z Idką same, ale tyle było na codzień do roboty, że się nie nudziłyśmy. Praca, przedszkole, angielski, 2 x w tyg. tańce, do tego mój fitnes, zakupy, gotowanie i takie tam. W pojedynke wszystko jest o wiele trudniejsze.

Wojto napisał do nas tylko jeden list, bo tak zareagowałyśmy na jego słowa zz morza..
Nie miał sumienia robić nam tego kolejny raz.

LUTY 2017 


Poleciałyśmy do Wojta na kilka dni. Spędziliśmy fajnie czas, chodziliśmy na spacery, przytulaliśmy się i czuliśmy sie jakby wszytsko wróciło do normy.
Ida spakowała "kilka drobiazgów" na weekend u Taty
Po powrocie jakoś nie mogłam dojść do siebie. Ciągle byłam śpiąca i jakoś nie miałam apetytu.
Tra lalalalalalalallala.
Okazało się, że jestem w ciąży tra lalalallalalalalalalala. I to już w trzecim miesiącu, tra lalallalalala. Marta gapaaaa.


MARZEC 2017


Przyjechał do nas Wojto.


Ponowne rozstanie dla nikogo nie było łatwe ;-(


KWIECIEŃ 2017


Ten miesiąc upłynął nam głównie na planowaniu, a potem na wakacjach. Poleciałyśmy z Idą na długo do Wojta, zużyłam cały swój bieżący urlop, a nawet trochę na wyrost. Byliśmy razem na Lanzarote. Opis tych wakacji znajduje się --> TUTAJ

Po powrocie do domu była druga edycja urodzin Idki.
Tort wyszedł mi super!

Prezenty Iduli się bardzo podobały.

MAJ 2017

W maju działo się sporo. Miałam już mały brzuchol.
W brzuchu rosła sobie spokojnie mała dziewczynka. Wtedy myśleliśmy, że to Laura.
 Któregoś razu nie wytrzymałam i postanowiłam zrobić porządek z naszym "kamerlikiem" czyli takim zaułkiem na graty.
Mimo, że słomiana wdowa i to w dodatku z dużym brzuchem - dałam rade. Od zrobienia i przywiezienia zakupów z IKEI , po poskładanie regału i poukładanie na nim maneli.
Jupiiiii!
przed

po
Byliśmy też na małej wycieczce w Bystrej i na Magurce



CZERWIEC 2017


Czerwiec nie zaczął się dla mnie zbyt dobrze, bo na dzień dobry się rozchorowałam. Akurat był Wojtek, były jego urodziny, zaraz potem Dzień Dziecka. Plany były ambitne, nawet wzięłam sobie wolny dzień...ale zamiast piec tort, świętować,spacerować, iść do teatru z Idą, przytulać się... wylądowałam w nocy w szpitalu. Sprawa wyglądała dość ponuro, ale na szczęście szybko się okazało, że z dzieciaczkiem wszystko ok, a ja mam "tylko" kolkę nerkową.

Spędziłam dwa dni w szpitalu, a potem wypisałam się na własne rządanie. Kolka ustapiła, czułam się dobrze i choć musiałam trochę zwolnić obroty to ich nie zatrzymałam ;-)
Po odwiezieniu Wojta na lotnisko we Wrocławiu pojechałyśmy we dwie (a właciewie trzy) do ZOO w Opolu.
Trochę nam było smutno po pożegnaniu z Wojtkiem, na szczęśie zwierzątka pomogły Iduli trochę o tym zapomnieć.



 Czas gdy musiałam leżec z nogami do góry wykorzystywałam na czytanie.


Ta część gliwickiej trylogii zaczyna sie od wspomnienia jedzenie bułki z majonezem kieleckim.
Musiałam się wczuć w klimat ;-)



Na początku czerwca było spotkanie autorskie z Chmielarzem. Musiałam się z niego wcześniej urwać by zdążyć na badania. Na spotkaniu została mama i koleżnka, a ja zostawiłam im stos ksiąek do podpisania i poszłam ulicę dalej do przychodni. Jakież było moje zdziwienie gdy się okazało, że lekarka chce mi wzywać karetkę i wieźć do szpitala...
W jednej chwili siedziałam na spotkaniu i myślami byłam w mrocznym świecie kryminałów, w drugiej chwili mrok przyszedł do mnie.
Wg lekarki istaniało ryzyko, że organizm szykuje sie do porodu, a nie był to ani trochę czas na to. 22 tydzień ciąży to granica między tym gdy lekarze próbują ratować dziecko, a gdy odpuszczają dając naturze wybór...
Uzgodniłyśmy z lekarką, że spakuję się, pożegnam z Idką i sama przjadę do szpitala.

Pakowałam rzeczy do torby prosto ze sznurków - niektóre rzeczy jeszce nie wychły po pobycie w szpitalu z okazji nerek - a znów były mi potrzebne.

Żegnałam się z Idą, wiedzac, że są różne możliwości...
...że nie wrócę przez kilka kolejnych miesięcy...
... że wrócę za kilka dni, a babelek będzie przez miesiące walczył o życie w szpitalu...
... że wrócę, ale bez bąbla w brzuchu ani w inkubatorze...
...że wrócę szybko, bo alarm jest fałszywy.

Po wyściskaniu Idki wsiadłam do auta i chyba do samych Katowic ryczałam jak bóbr ;-) W szpitalu postawiłam na nogi kilka osób... na szczęście już po kilku godzinach orzekli, że nic złego się nie dzieje.
Zostawili mnie na kilka dni by dać sterydy, nawodnić, przebadać wzdłóż i wserz...
Po kilku dniach wypuścili... Och, z jaką ulgą wsiadałam tego ranka do auta...



prosto ze szpitala pojechalam po Idę do przedszkola i na lody ;-)


W sumie przypadkiem wzięliśmy udzial w sesji zdjeciowej. Umówiłam znajomych w ciąży a my mieliśmy im tylko towarzyszyć dla kurazu...aokazało się, że oni nie przyjechali. Cóż, bardzo przypadkiem mamy bardzo fajne zdjecia ;-)

Autorką zdjęć jest Dorota Łukoszek MOMENTY





W czerwcu miałam urodziny i tradycyjnie dostałam od Agi i Jona bukiet kwiatów.



LIPIEC 2017


Ida pojechała z moją mamą nad morze, a ja zostałam sama samiuteńka w domu. Jako, że byłam świeżo po szpitalu moja siostra roztoczyła nade mną opiekę i sprowadziła mnie do siebie na kilka dni. Miałam się jak pączuś w maśle - świeże bułeczki, śniadanka do pracy, błogie lenistwo, ....widok z łózka na niebo...
Fanie było, ale trochę mnie ciągnęło do domu. Chciałam wykorzystać czas kidy nie było Idy żeby zacząć ogarniać kącik dla Malucha. No i nie ma to jak w domu...
Wygrzebałam wszystkie kartony i wory z ciuszkami niemowlęcymi i byłam w szoku ile tego jest...



Poza ciężką praca była to równiez podróż sentymentalna. Na zdjeciu bodziak Kuby (lat 15), który zatrzymałam sobie na pamiątkę i wykorzystałam już przy Idce.


Udało mi się kupić na olx zestaw mebli:


więc nie pozostało nic innego jak zacząć wielkie pranie....



...i układanie....

Gdy wróciła Ida ja już byłam na L4 i nie chodziłam do pracy, więc robiłysmy razem różne fajne rzeczy.










Przez chwilę był też stęskniony i zmartwiony Wojto

Brzuch mi urósł...

Poczatkowo plan był taki, że lipiec, siepień i wrzesień spędzimy w Anglii, w specjalnie dla nas wynajętym domku nad morzem. Niestety, dostałam zakaz latania od lekarza i genealne sugestię by zostać w kraju. Płakałam, złościłam sie, kombinowałam.... ale ostatecznie posłuchałam.




SIERPIEŃ 2017


Spędziłysmy z Idą fajowy tydzień nam morzem z Balami.

spaliśmy w takim oto pałacu:




"go-rąca ku-ku-rydza!"

Na horyzoncie przewalały się burzowe i deszczowe chmury, a my siedzielismy obserwując niebo. Widok był obłędny. Piękne chmury, odległa ulewa, szum morza.... a Ida miała w nosie cumulonimbusa, wolała się bawić kucykiem hihih


Tak było ostatniego dnia. Bale pojechały do znajomych, a ja z Idą chciałam spędzić jeszcze jeden dzień nad morzem. Byłysmy na spacerze, na lodach, a potem poszłyśmy pozegnać się z morzem. Siadłysmy na piachu, przytuliłysmy się i...Ida zasnęła. Spała kilka godzin, a ja otuliłam ją wszystkim co miałam ze sobą i...czytałam książkę. Było CUDNIE!!! Dwie córeczki w zasięgu ręki, morza szum, mew skrzek, fajna książka.... ech.....

wracałyśmy we dwie, na noc. Kiedy nad ranem postanowiłam zrobić przerwę, siku, zastrzyk, rozprostowanie nóg - Idka się obudziła. Położyłysmy się razem na tylnej kanapie i spałyśmy kilka godzin ;-)

...potem ruszyłam dalej i prawie dojechałam do domu. W okolicach Opola, gdzie pojawiła się pierwsza od wielu kilometrów stacja oraz McDonald czułam, że jestem bardzo senna. Było przed świtem, do domu miałyśmy około godzinki... stwierdziłam, że się przejdziemy do McD, kupię kawe, orzeźwię się troche spacerem, Ida pohasa... niestety, zaparkowałam, oparłam się o fotel i...zanęłam. Obudziło mnie pukanie w szybę. Jakiś facet stał zaniepokojony i patrzył na kipisz w aucie. Ja...z wielkim brzuchem, otwartą buzią i pewnie zaśliniona brodą..spałam z nienaturalnie odchyloną głową i pewnie wyglądałam jak nieboszczyk. Z tyłu Idka poczochrana, też śpiąca, zgięta w pół, obok pełno poduszek, pluszaków, koc, siatka na ryby...jeden wielki bajzel... Gdy parkowałam było ciemnawo, byłyśmy jedynym autem przed budynkiem... teraz roiło się tam od ludzi, słońce było już dość wysoko i prażyło w nas jak durne. Miałyśmy w aucie saunę połączoną z konserwą, więc w sumie dobrze, że mnie ten facet obudził.

Wróciłysmy do domu bezpiecznie ;-)

...potem niestety znów wylądowałam w szpitalu z powodu hipotrofii. Leżałam ze stertą książek do czytania, mając świadomość, że bliżej sali operacyjnej to już być nie moge, więc w razie czego bedzie dobrze... Mały Bąbel okazał się być w miarę w normie wagowo i długościowo, więc napięcie i stres trochę odpuściły.
Wojto wrócił z dnia na dzień do domu i rozpoczęliśmy odliczanie...

Taka oto Olcia

W przerwie między jednym szpitalem a drugim Wojto już był. Udało nam się nawet skoczyć do kina...i na spacer ;-)



WRZESIEŃ 2017


Kilka dni przed ostatnim pójściem do szpitala pojechaliśmy do Bystrej i na górę Żar. (Ida z Wojtem piechotą szlakiem, a ja wagionikiem)



... a potem już szpitana rzeczywistość

półka brzuszna

jak mogłam to wychodziłam do bufetu po kawę (a głównie po to by zmienić otoczenie i nie słuchać rozmów w pokoju). Kawa kawą, ale były tam tez drożdzówki... i pachniał kabanos... i maliny takie ładne...
Mój finałowy pobyt w szpitalu rozpoczełam w pokoju ze SPA ;-) wanna mi się nie przydała, a spanie na łóżku do porodu do najwygodniejszych nie należało ;-)

Z tej książki tak się śmiałam, że na ktg wyszedł skurcz hihihi

sceneria adekwatna do tytułu

cieszyłam się każdą chwilą...
 Miała przyjść na świat w październiku, potem lekarka zmieniła zdanie i wyliczyła koniec września.
Nic z tego... już 13go była z nami!

OLA ....

Urodzila się zdrowa, dostała komplet punktów, była ze mną kilka pierwszych chwil, ale potem zabrali ją na "dogrzewanie" bo sama nie trzymała ciepła. Potem na chwilkę oddali....
...a potem znów zabrali...

Ping pong trwał półtora dnia, aż w końcu zabrali ja na dobre na salę obserwcji, do inkubatora, gdzie spędziła 15 długich, smutnych (dla mnie) dni i nocy....
jedno z pożegnań

Ja się smuciłam i tęskniłam, a ona spała jak aniołek wygrzewając sie w ciepełku. Nie chce mi się wracac do tego dlaczego tak było i zagłebiać w medyczne szczegóły, ale to były dni, które mijały na:
- tęsknocie za Idą
- tęsknocie Idy za mną i ogromnemu pragnieniu zobaczenia siostry (co się udało chyba dopiero po tygodniu...)
- bardzo powolnym dochodzeniu do siebie po cięciu
- naświetlaniu Oli (od góry i dołu), kroplówkach, niezliczonych kłuciach małych łapek, stópek i główki, prześwietlaniu, a w końcu transfuzji krwinek
- zabawie z laktatorem by co 3 h dostarczyć jedzenie... potem mycie gratów , sterylizcja, spacer po nowy pojemnik...chwila odpoczynku i jazda od początku


pierwsze spotkanie Idy z Olą. Krótkie, ale wzruszające.

Mnie po około 10 dniach wypisano do domu, bo brakowało łóżek. Z poczatku zareagowałam rykiem - ale potem dotarło do mnie, że w szpitalu jest Ola, któą widuję zza szybki 1-2 razy dziennie, która nawet nie wie o moim istnieniu i słodko śpi przez całe dnie - a w domu jest Ida, która mnie nie miała na dłużej od kilku tygodni i że lepiej będzie być w tym czasie w domu.


PAŹDZIERNIK 2017


To były dziwne dni. Pełne niepokoju, tęsknoty, zmartwień...ale wiedzieliśmy, że nie dzieje się nic strasznego, po prostu trzeba było to przeczekać.

Pokój był gotowy i my byliśmy gotowi.


Kilka razy dziennie jeździliśmy na zmianę do szpitala z mlekiem i popatrzeć na to nasze stworzonko.

"damy radę!"

kilka razy pozwolili na wyciągnięcie jej z inkubatora, więc była radocha

...aż nastał ten dzień i mogliśmy wziąć Olę do domu ;-)

Pierwsze godziny i dni nie chciałam jej w ogóle wypuszczać z rąk. Chcialam ją tulić bez końca próbując nadrobić stracony w rozdzieleniu czas. Nie czułam się fizycznie najlepiej i nie bardzo miałam chęć gdziekolwiek wychodzić, kogokolwiek widzieć... chciałam żebyśmy byli po prostu my, we czwókę, w spokoju, w błogości....



a potem już trochę odetchnęliśmy i udało się nacieszyć jesienią i długimi spacerami :-)

stuknęła nam 12 rocznica ślubu


Był Szymon - spędziliśmy ze sobą sporo czasu


LISTOPAD 2017

listopad był smogową, chorobowo-katarowo-kaszlowo dziurą w życiorysie. Płakać się chciało z dnia na dzień.... fuuuj.

                Ida            kontra         Ola

W listopadzie byliśmy w Krakowie. Była z nami mama, więc było wesoło i swobodnie mogliśmy się bawić na koncercie The Dumplings (nie zdając sobie sprawy, że Ola płakała bite 3 h ;-( biedna Ola, biedna mama i biedna Ida).


GRUDZIEŃ 2017

Ten miesiąc zaczęlismy od Chrztu Oli.

Zdjęcia robiła Dorota Łukoszek MOMENTY







Druga połowa miesiąca była smutna, bo zmarł mój kuzyn Bartek.


.............
....................
...................................

A potem były spokojne święta.








...niesamowity rok.