środa, 31 października 2012

Mam globusa… jak każda porządna księżniczka ;-)

PONIEDZIAŁEK Wczoraj nie napisałam notki, bo mnie rozłożył ból głowy. Taki migrenowaty, że aż mi było niedobrze. Padłam do łóżka ok 22 i nawet nie miałam siły szukać paracetamolu, a gdzieś powinnam mieć jedną tabletkę. No cóż, każda dama ma od czasu do czasu globusa hihihi W każdym razie w poniedziałek byłam w mieście i odkryłam fajną uliczkę. Jest na niej mały sklepik tylko ze słodyczami. Zaglądałam przez szybkę i wygląda bajkowo, a pani sprzedawczyni ma na głowie śmieszny starodawny czepek. Jest tam też sklep modelarski i sklep z wyposarzeniem domów dla lalek ;-) I w momencie kiedy przełaziłam przez główną ulicę i KOLEJNY raz, jak co dzień zastanawiałam się w którą stronę mam się popatrzeć, z której strony jadą samochody zauważyłam cudny napis na jezdni.
od teraz będą zawsze przechodzić tym przejściem

Ciągle nie mogę się przyzwyczaić i zakumać w którą i z której. Zresztą… nawet po roku mieszkania w tym lewym kraju musiałam bardzo główkować po której stronie mam iść na autobus żeby pojechać w którym kierunku. To takie dziwne…

Jest za zimno żeby siedzieć z laptopem na ławce, więc nie było mnie na internecie ho ho hoooo. Mogłabym iść do kawiarni, ale wiadomo – głośno tam i nieprzyjemnie, a Ida śpi w ciągu dnia po maksymalnie jakieś 20-25 minut, więc nawet bym tam nie posiedziała.

Wracając ze spaceru nieźle się uśmiałam. Idąc już w miasteczku akademickim chodnikiem patrzę – a przede mną, jakieś 100 metrów dalej kroczy sobie spokojnie wielki łabędź. Myślałam, że mam przewidzenie hihih. Szedł sobie bujając się z boku na bok, grzecznie, chodnikiem, a za nim chyba z siedmiu studentów, uchachanych, większość z telefonami w ręce, nagrywali go i robili zdjęcia. Trochę mnie zatkało, a oni mijając mnie (oczywiście najpierw minął mnie łabędź!) ze śmiechem poinformowali mnie, że oni tylko go „odprowadzają” żeby mieć pewność, ze auto go nie potrąci i dotrze cało nad rzekę. Niestety aparat odmówił mi posłuszeństwa (może za karę, że go niechcąco zalałam sokiem Idy hihihi, chyba źle zakręciłam butelkę i się połowa wychlapała z termosika), więc nie mam zdjęcia łabędzia idącego chodnikiem… buuu

Ale za to pięknie zachodziło słońce i nie wiadomo dlaczego już świeciły się światełka wzdłuż kanału.



Idunia śpi jak słodziaczek. Otwarta buzia, tocząca się ślinka, poczochrane włoski…mniam!



Przypomniało mi się, że jak był Szymon to mnie rozśmieszył pytaniem czy już spłaciliśmy nasze mieszkanie hihi ;-) w sumie już niedługo, zostało nam jeszcze tylko 25 lat, czyli około 300 rat ;-) Z jednej strony chciałabym żeby szybko zleciało, ale z drugiej nie, bo przecież już wtedy będziemy się szykować do emerytury hahaha Doczekaliśmy końca spłacania auta (teraz się już „tylko” psuje i uszkadza – samo lub z czyjąś pomocą, wrrr. Ja nikomu źle nie życzę, ale ten kto we mnie wjechał i zwiał niech się porobi za karę w gacie w miejscu publicznym. Ten co nam ukradł kołpaki też. I ten co ukradł antenkę też. I ten co rąbnął osłonkę na lusterko. I ten co stuknął drzwiami. I ten co porysował zderzak). W przyszłym roku doczekamy się końca kredytu studenckiego Wojtka, a wydawało się to takie odległe…

W każdym razie pamiętam jak w okolicach narodzin Idy rozmawialiśmy o zmianie mieszkania i wspólnie zdecydowaliśmy, że dajemy sobie około dwóch lat żeby się przeprowadzić do większego lokum. Ha! Minęła ¼ tego okresu i my jeszcze nawet nie mamy pomysłu JAK to zrobić, a zamiast zacisnąć pasa i odkładać więcej na konto to tylko sięgamy po nasze oszczędności i wydajemy na „niespodzianki”. (W tym miejscu jeszcze raz pozdrawiam osobę, która wjechała mi w samochód i życzę długotrwałej biegunki!). Ech… może mieszkanie w jednym pokoju z kilkulatkiem nie będzie takie trudne? Hihihihihi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz