Wojto wrócił z pracy po 2 w nocy… Rano Ida nie chciała po
karmieniu zasnąć, więc tradycyjnie zabrałam ją do naszego wyra. Niestety, nie
zachciało jej się spać tylko gygała, gadała, warczała a przede wszystkim kopała
i drapała Wojtka w plecy. Oczywiście z miłości, bo była w doskonałym humorze. W
końcu zlitowałam się nad Wojtem i poszłyśmy do „salonu”. Mamy tu trzy pokoje,
więc jest pełen luksus! Pobawiłyśmy się, powygłupiałyśmy, ubrałyśmy, dałam
małej witaminy, wysmarkałam nosek…. I tak mijał kwadrans za kwadransem aż
zachciało jej się spać. Położyłam ją bez większych problemów i poszłam robić
jajecznicę, bo ssało mnie już od środka z głodu. Jak wszystko było gotowe z
pieczary wyłonił się Wojto, zaspany, rozczochrany, ale uśmiechnięty. Zjedliśmy
sobie w spokoju, posłuchałam jakie śmieszne pomysły mają pracownicy, których
Wojto nadzoruje i potem już obudziła się Ida.
Fajnie się ze sobą bawili – Ida przy Wojtku niemal cały czas
się szczerzy (można się szczerzyć nie mając zębów? ) i jest wesolutka. Śliniła
się, gadała do niego i tuliła się w jego wielki tors.
Po niezbyt udanej próbie wciśnięcia jej obiadku (kuchnia
angielska jej nie smakuje, czy co?) wybraliśmy się na spacer. Niby inną drogą,
ale w te same miejsca co wczoraj, Tym razem szukaliśmy wanienki, Oilatum i mąki
ziemniaczanej. Niestety nie znaleźliśmy ani jednej z tych trzech rzeczy! Pogoda
była ładna, świeciło słońce i nie było zimno, więc spacerowało się zdecydowanie
przyjemniej. Zobaczyłam większy kawałek miasta niż wczoraj, ale szczerze mówiąc
nie bardzo mi się podoba. I znaleźliśmy tylko jeden sklep z używanymi rzeczami,
więc gdzie ja będę buszować?!
Zanim wyszliśmy na spacer słyszeliśmy w domu krzyki. Nic dziwnego,
bo studenci nadal balują, ale było w tym coś dziwnego, bo piski i krzyki były
przerywane momentami ciszy i wszystko miało zaskakującą regularność. Piski,
cisza….piski, cisza…. Kiedy wyszliśmy na spacer okazało się, że tym razem
studenci są niewinni. Jakieś 200 metrów od nas jest budynek tutejszej rozgłośni
radiowej i wrzeszczący tłum stał właśnie tam. Tłum składał się wyłącznie z
młodych dziewczyn, ustawionych w dłuuuga kolejkę, wyposażonych w telefony,
aparaty i kartki. Jakiś wzięty, lecz nam osobiście nie znany boysband był
akurat gościem radia a piski rozlegały się za każdym razem gdy ktoś otwierał
drzwi budynku, bo wtedy było widać tych kolesi.
Normalnie szał… tylko jedno pytanie nam się nasunęło z
Wojtem – dlaczego te dziewczyny nie są o
tej godzinie w szkole?!
Podczas dzisiejszego spaceru miałam dwa spostrzeżenia:
- ciekawy napis na moście „Wszystkie rzeki wpadają do morza,
a ono jeszcze nie jest pełne” (to takie głęboko geograficzne hihih)
- w tym miasteczku są
powalające dzieła sztuki. Poniżej mini galeria, która mam wrażenie
będzie się rozrastać hihihi
Po powrocie do domu (1 piętro, balkon i dwa okna na prawo od
bordowego samochodu)
zjedliśmy obiad i oba moje kochania zapadły w sen. Wojto
tradycyjnie na kanapie, a Ida w „swoim pokoju” (jak to fajnie brzmi!).
Cóż ja mogłam robić w
tym czasie? Zaczęłam pisać niniejszą notkę i przegrywać zdjęcia, ale Ida szybko
się obudziła, a po Wojtka zadzwonił kolega z prośbą o odwiezienie do domu.
Wojto ma tu do dyspozycji samochód (faaajny!), niby dobrze, ale przez to co
chwilę kogoś gdzieś wozi. Długo go nie było, a ja w tym czasie próbowałam
przekonać Idę, że rozdziabany banan jest pyszniutki. Dziwne, ale znów nie była
zainteresowana, do tej pory lubiła jeść owoce… W obliczu zbliżającej się pory
snu napuściłam wody do wanny i akurat wrócił Wojtek. Wykąpaliśmy smrodka, ale
bez żadnych zmiękczaczy wody, więc trochę się boję o jej skórę. Wysmarowałam ją
potem grubą warstwą jej maści, ale zobaczymy jutro jaka będzie reakcja. Wojtek
cwaniak obciął Małej paznokcie „na żywca” ostrymi nożyczkami a ta się ani razu
nie zbuntowała – jak on to zrobił? Potem przyszła moja kolej na wpsikanie wody
morskiej, wyssanie smarków, posmarowanie buzi kremem i nosa maścią majerankową…nie była już tak
wyrozumiała i cierpliwa, niestety.
Wojtek zniknął do pracy, Ida zasnęła, a mi pozostało mycie
naczyń, sprzątanie, a potem pisanie, oglądanie TV (oglądam byle co w nadziei,
że angielski mi się wchłonie). Niestety przy okazji wchłaniania języka
wchłaniam również ogromną ilość słodyczy, więc ciekawe jaka okrągła wrócę do
domu za dwa miesiące hihih
Siedząc sobie tak spokojnie, nocną porą, usłyszałam wycie
kogutów. Wyły i wyły, popatrzyłam przez okno i zobaczyłam na rondzie dwa
wielkie wozy strażackie. Pomyślałam „mam nadzieję, że nie jadą do nas” a one
niestety wjechały w uliczkę prosto do naszego budynku! Przeraziłam się, ale na
szczęście stanęły przy innym skrzydle. Wyły, wyrczały, świeciły, ale po około
10 minutach odjechały, oba, też na sygnale i oba w tym samym kierunku. Czyżby
pomyliły się im adresy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz