Mgliste Whitby
Na niedzielę mięliśmy ambitny plan, więc zwlekliśmy się z łózka w miarę wcześnie i razem zjedliśmy śniadaie.
chleb żyryfa
Potem wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy na tzw. Carboot, czyli targ, na którym luzie sprzedają dosłownie wszystko za psie pieniądze. Każdy kto ma jakieś niepotrzebne graty wystawia je na takim targu i obie strony są zadowolone. Wpadłam w szał! Łaziłam jak otumaniona mucha – tyle tam było fajnych rzeczy! Magda od razy wyhaczyła fajny sweterek i spódnicę dla Idy (50p za szt), a potem się posypało… książeczki, zabawki, mata do leżenia..(Szukałam w sklepach z używanymi rzeczami kocyka żeby kłaść Idzie na podłodze żeby mogła się bawić , ale nie znalazłam. Szymon i Magda kupili dla niej kocyk, ale jest taki mięciutki w dotyku, że nawet mi do głowy nie przyszło kłaść go na wykładzinę hihih.) W każdym razie zakupy były udane, odbywały się na torze wyścigowym dla koni, więc pierwszy raz byłam w takim miejscu.
Po zakupach przyjechaliśmy do domu, wypiliśmy kawę, zjedliśmy ciastko, Ida się najadła, Magda spakowała i pojechaliśmy do Whitby. Byliśmy już tam, ale chcieliśmy im pokazać. Było fajowsko, tylko w którymś momencie przyszła taka mgła, że coś niemożliwego. Z minuty na minutę było coraz mniej widać!
Szymonowi się podobało, bo był fajny klimat do robienia zdjęć, Magda też nie narzekała, Ida siedziała grzeczniutko w chuście, więc wszystko było w porządku. Nasz pierwotny plan zakładał, że zjemy gdzieś tam na obiad owoce morza, ale wszystko już powoli zamykali, więc zdobyliśmy „danie” kojarzone bardzo z Anglią mianowicie „fish and chips”. Nic szczególnego, przy naszym bałtyckim jedzonku wysiada zupełnie.
Ponieważ Magda musiała wracać i zdążyć na autobus w innym mieście to nasza wizyta w Whitby była nieco ograniczona w czasie, ale doskonale wpisywała się w rozkład dnia Idy. Kiedy odwieźliśmy Magdę i wróciliśmy do domu była pora kładzenia jej do wyrka, więc super. No i Wojto już ledwo zipał hihihihi
Bardzo się cieszę, że poznałam Magdę, że w ogóle chciało jej się do nas przyjechać. Biedna spędziła u nas tylko jedną noc, a tłukła się autobusem w sumie prawie 10 godzin. Musiała być wykończona po powrocie do domu a rano do pracy… Ale mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy!
W domu Wojto udawał, że ogląda film i chrapał na kanapie, a Szymon obrabiał zdjęcia z ostatnich dni.
I tak oto jesteśmy o jeden weekend starsi…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz