Obudziłam się w jasnym, niewielkim pokoju, w którym na
jednej ścianie jest okno, a na drugiej lustrzane drzwi szafy, więc wydaje się
jakby były dwa okna. Duże i angielsko wysokie łóżko, z wielką, swieżą pościelą,
jasna komoda, na której stały moje śliczne kwiaty powitalne, obok rozciągnięta
Parówa…yyyy to znaczy moja kochana Ida :-) obok niej Wojto w piżamie a’la
Karinghton …żyć nie umierać!
Pogoda
za oknem niczego sobie, widok…no taki „se”, ale do przeżycia. Wojto miał iść do
pracy dopiero na noc, więc leżał sobie spokojnie w wyrze. I nagle słyszę jakieś
krzyki. Trzaski. Łomoty… okazało się, że to jakaś parada studentów (mieszkamy w
miasteczku akademickim…), któraś z kolei, bo podobno paradują tak od kilku dni.
Z kilku stron widziałam zmierzające watahy studenciaków z garnkami, w które
walili i coś krzyczeli – szli gdzieś, nie wiem gdzie i robili naprawdę dziwne
rzeczy. Zresztą wieczorem też! Bardzo długo łazili w kółko poprzebierani za aniołki
i diabełki, krzyczeli coś jak dzikusy – nie kumam ;-)
Zanim
zdążyliśmy uzgodnić co robimy z tak pięknie rozpoczętym dniem zadzwonił telefon
Wojtka i się okazało, że jest „absolutnie koniecznie pilnie” potrzebny „na
chwilkę” w pracy. Zebrał się i pojechał, a my z Idą poprzewracałyśmy się
jeszcze chwilę w naszym wielkim, królewskim łożu. Niestety, głód wygnał mnie na
polowanie do kuchni. Okazało się, że ten mój zapracowany mąż to jest bardzo
bardzo kochany, bo pomyślał o smakołykach dla mnie i nawet o słoiczkach dla
Idy, więc obie zjadłyśmy sobie śniadanko (no, przyznam szczerze, ze Ida część
swojego wyprychała) i słuchając radia rozpakowałyśmy (my! haha ) torby, a potem
obijałyśmy się. Ida zasnęła i przyszedł Wojto. Ta „chwilka” w pracy trwała 4
godziny, więc przyszedł wygłodniały. Po jego śniadaniu zaliczyliśmy wspólną
kawę, pobudkę Idy (w końcu Wojtek miał okazję ją zobaczyć w całej okazałości i
się na dobre przywitać!) i zebraliśmy się na spacer i najpotrzebniejsze zakupy.
Okolica nie jest powalająca, na razie widziałam same budynki akademickie i
kilka sklepów. Ludzi jak mrówków (dlaczego oni nie są w pracy ewentualnie w szkole
ja się pytam?), akurat trwał w centrum jakiś targ, nie wiemy czy tak jest
codziennie czy jakaś okazja była. Kupiliśmy kilka rzeczy (wielki, foliowy śliniak
dla Idy „hungry hippo”, karty SIM angielskie, szampon, suszarkę na pranie – nie
wiedzieć dlaczego choć mieszkanie jest dobrze wyposażone to tego nie było!).
Wróciliśmy zmoknięci, bo się rozpadało. Księżniczka „Ajda” (która w pieluchy
fajda) spała, a myśmy pędzili do domu. Gdzieś w połowie drogi wpadliśmy na
pomysł, że ta kupiona suszarka, cała zafoliowana, może stanowić niezłą ochronę
przed deszczem –więc sobie z niej zrobiliśmy daszek hihihi.
W domu się wysuszyliśmy, zjedliśmy obiad, chwilkę
posiedzieliśmy i … Wojto pojechał do pracy. Na pożegnanie poprosił mnie o
zrobienie prania (nigdy nie pojmę dlaczego pralka tak przeraża facetów?!) i w
sumie poradziłam sobie, ale zainteresowało mnie dlaczego tam, w tej pralce jest
tyle guzików i pokrętełek. Po chwili
zrozumiałam dlaczego w mieszkaniu nie było suszarki na pranie – ta pralka to
pralko-suszarka, więc można wysuszyć ciuchy zaraz po praniu bez rozwieszania
hahaha! No cóż….
Rozdziabałam Idzie banana, ale ona się na niego wypieła i
wolała iść spać. Rozdziabanego banana zjadłam sama, a Ida poszła spać do
swojego pierwszego „swojego” pokoju. Ma wielkie łoże, wysokie jak nasze,
trzeba będzie je dostawić do ściany żeby się z niego nie sturlała.
…po włączeniu suszarki uzmysłowiłam sobie, że chyba nie
powinnam w niej zostawiać śliniaka, który ma z jednej strony folię. Miałam
rację… :-)
I tak minął nasz pierwszy dzień w Nowym Miejscu. Niezbyt
ekscytujący, ale muszę sobie w końcu uzmysłowić, że nie przyjechaliśmy tu na
wycieczkę krajoznawczą tylko…pobyć.
Z powodu braku internetu w domu i ekstramalnej zajętości
Wojtka w pracy posty będą się pojawiać nieregularnie, ale z pewnością będę je
pisać i prosić Wojtka żeby w wolnej chwili w pracy (a co to takiego?) postarał
się je zamieścić. Żeby móc ze sobą rozmawiać i nie zbankrutować będziemy
korzystać tutaj z angielskich numerów, jednak co jakiś czas przełączymy się na
polskie coby ściągnąć wiadomości.
Do przeczytania!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz