środa, 20 kwietnia 2016

środa, 13 kwietnia 2016

Topienie Marzanny 2016

Na robienie Marzanny spontanicznie umówiliśmy się z Pawełkiem. Z założenia (mojego!) miała być w pełni biodegradowalna, więc nie było to najprostsze na świecie.  Koncepcja się urodziła, składników wystarczyło, połowa prac przebiegała w świetle świec i komórek, bo była awaria prądu.

oba dzieła Idy

proces wrzucania

a tak to wyglądało rok temu...  Marzanna 2015

Pościelowe foty

Błogi świąteczny poranek...

 piżamkowce

Pewnego dnia..... Ida zasnęła około godziny 17. 
Takie coś zdarzyło jej się drugi raz w życiu, żeby zasnąć tak se, w domu.

Słodziaczek spał do rana, w sumie 15 godzin ;-) 
(przeniesiony do łóżka, przebrany w piżamkę, wysikany, ale nadal nietomny ;-D )

Listy z koloni

Wczoraj Wojto porządkował nasze papiery i znalazł w nich m.in. listy, które pisałam do rodziców z koloni. O mamo.... ;-)





strona 4                                                                                  strona 1


strona  2                                                                            strona 3





czad ;-D

piątek, 8 kwietnia 2016

Dzień Kobiet dla małej Ani

Choć pogoda nie dopisała to my w komplecie stawiliśmy się na Bojkowskiej na festynie z okazji Dnia Kobiet i się dobrze bawiliśmy.

- był Runmagedon dla dzieci (Ida biegła nim chyba z 30 razy)

- koncerty
- zbieranie nakrętek
- sprzedaż ciast (jedno z nich było OBŁĘDNE)
- potem bieg zasadniczy

- a potem losowanie nagród (nic nam się nie trafiło, ale kiełbasa była super ihihi)

Całą imprezę zorganizował zdaje się Maciek Stodolak, który ma swoją firmę SPA Auto ale chyba większość swojego czasu poświęca na dobroczynność. Impreza zorganizowana z sercem, rozmachem i w całości dla małej, chorej Ani, która już leczy się w USA ;-)


środa, 6 kwietnia 2016

Prowokacja Gliwicka

Kompilacja zdjęć z Gliwickiej Parkowej Prowokacji Biegowej w której najczęściej startujemy w komplecie, a ostatnio nawet z mamą ;-)



 oba zdjęcia Maciej Szczeciński z Pracowni Pana Szcze

 Gdy się oddaje numerek startowy dostaje się (losuje) batonik. Jak się trafi zielony oznacza to dodatkowa nagrodę. ja wygrałam w styczniu!

  oba zdjęcia Maciej Szczeciński z Pracowni Pana Szcze

Hasełka i dialogi

uchlał mnie komaj - po inwentaryzacji stanu nóżek

Wojto wracał z Idą z angola, on z przodu, ona za nim w foteliku.
- tato! mucha tu lata. (odgłos rozpinanego rzepa z buta)
- co robisz? - zaniepokojony Wojto
- Aaa, szczele ją w łeb!

Kujde flak.Babula tak mówi.

Byj nią mamo. (byj = bądź)

Wytopię ją. (tzn wyłowi z dna wanny zabawkę podczas kąpieli)

Tato, bawmy się w sklep. Ty będziesz skleparzem.

-Kiedy ja będę siostrą i mamą?
- siostrą nie wiem, a żoną to jak będziesz już duża i znajdziesz sobie jakiegoś fajnego męża
- Kamil jest fajny.
- i chciałabyś żeby był twoim mężem.
- yhm. I będziemy tu z wami. Mieszkać.

- Mamo ja chcę duży rower. Różowy. Ma mieć różową kierownicę i różowe dyngsy. ;-D

czasem śmeiszą mnie tez słowa dorosłych:

rozmemłane koło - tekst z Pracowni Pana Szcze oznaczające taki jakby owal ;-)

rabarbar - bardzo smieszne słowo samo w sobie

czerwony hasiok - ten kto nazwał tak firmę jest luzakiem ;-)

ogigiel

dzyndzel

Kajakiem w grudniu...

Na kajaku pływam od czasu do czasu, ale w sumie już prawie 20 lat.... Najintensywniej działo się to w późnym liceum i na studiach. Wtedy zawsze gdy zbliżała się zima, a wraz z nią Barbórkowy Spływ Kajakowy na Zalewie Rybnickim myślałam sobie "kiedyś też popłynę".  To pragnienie zrealizowałam w tamtym roku. 5 grudnia rano stawiliśmy się z Wojtem w Rybniku nad jeziorem, z cudownym widokiem na elektrownię (do której Wojto służbowo czasem jeździ)

Nie było jakoś bardzo zimno, ani grama śniegu, ale za to okropny wiatr.
Gdy wsiadłam do kajaka pomyślałam "o cholera". Był strasznie zwrotny, a przez to wywrotny. Dawno nie czułam się tak niepewnie jak wtedy. Widok jednego kajakarza, który się wywalił jeszcze przed startem i musieli go wyławiać z wody łódką też nie pomógł. Najzwyczajniej w świecie się bałam. Cały czas zastanawiałam się jak to będzie wpaść do góry nogami do zimnej wody w tysiącu warstw ubrań jakie miałam na sobie. czy dam rade odpiąć fartuch (taką płachtę naciąganą na otwór kajaka)? Czy WOPR mnie w ogóle dostrzeże?

Wiało okropnie. Byłam przeszczęśliwa gdy dopłynęłam do brzegu. i obiecałam sobie, że NIGDY WIĘCEJ. Pływania zimą, w zimowych ciuchach. ....Brrr....


Zajęłam zaszczytne 6. miejsce w kategorii K-1 (ha ha - na sześć zawodniczek) ale dołożyłam kilka punktów klubowi i WIKING zajął III miejsce drużynowo.

Wojto nie płynął, wspierał mnie z brzegu i czytał sobie na ławce książkę w czasie gdy ja walczyłam o życie z falami ;-) Zrobił mi zdjęcia po wyjściu z wody, w pełnym rynsztunku...ale gdzieś te zdjęcia wcieło ;-(

...znalazł!
oto ja przed, w trakcie i szczęśliwie po ;-)



Byłam ostatnią jedynką.... ale kilka osad z powodu złych warunków zawróciło chwilę po mecie, więc mogę być dumna ze swojej głupoty. Y..yyy.. to znaczy odwagi :-P

 Marzenie spełnione.

NEXT!

piątek, 1 kwietnia 2016

Święta..te tamte, Bożego Narodzenia 2015

To juz rok odkąd mieszkamy w naszym mieszkaniu. Wiele się od tego czasu pozmieniało, zrobiło się w nim bardziej "domowo", ale niestety, nadal końca tych wszystkich "niedoróbek" i "niedoplanowań" nie widać. tymczasem znów u nas odbywała się Wigilia. jest to jedyne rozwiązanie które umożliwia nam cieszenie się swoimi bliskimi w komplecie bez potrzeby gonienia z mieszkania jednej mamy do drugiej. W tym roku było:
- spokojniej (choć i tak się nie wyrobiłyśmy z lepieniem i była obsuwa czasowa), 
- były wszystkie potrzebne gary i naczynia ( w tamtym roku mieliśmy ich za mało, nie było w czym podgrzewać potraw, barszcz rozlewaliśmy z gara)
- działało oświetlenie (w tamtym roku Wierzbole musieli wykręcać swoje żarówki by wkręcić do naszej lampy)
- nie grałam na skrzypcach (choć wychodzi mi to dużo lepiej niż w tamtym roku).

Kolacja została pożarta, ciasto podane, prezenty rozdane (istne szaleństwo! W przyszłym roku umówimy się na jakiś limit kwotowo-ilościowy!)

Potem już było spokojnie....

Wojto w swoim kocyku elektrycznym wyciągniętym spod choinki, Ida ze swoim kucykiem wymarzonym Rainbowdashem







odwiedził nas Bartek

odwiedzili nas Bale ( w tym Rafał w zmienionym image- wygląda jak dorosły!)
 (tak, tak, to Rafał ;-) )

byliśmy u Wierzb


 Ida łupała orzechy

Królewna jest tylko jedna.. ;-)


Półmaraton Żywiecki

Wojto pod koniec roku zapisał się na swój drugi półmaraton, a potem się rozchorował. A potem znów. A potem jeszcze raz. Ostatecznie jechał na niego nieroztrenowany, ale byłam pewna że dobiegnie do mety ;-)

Noc spędziliśmy w Bielsku i potem na spokojnie dojechaliśmy do Żywca na czas. Całe miasto usiane było biegaczami, a po wejściu na rynek bez przerwy słyszałam "cześć, cześć". Gliwice zjechały się masowo! W tym raczej większość biegała jako Night Runners


 Nie miałam aparatu, więc możemy bazować tylko na tym co znajduje się w internecie i nie znam autorów tych zdjęć.

na starcie stawiło się ok 2600 osób!
widzicie tu Wojta?


pokonanie dystansu zajęło mu nieco ponad 2 godziny, podobno po drodze były ciężkie momenty ;-)
(Wojto ledwo idzie, a panie się uśmiechają, hihih KOBIETY górą! ...sorry Wojto)

Czekaliśmy na niego dzielnie przed metą generując hałasy ;-)

udało się!

Medal jest b. ładny. GRATULACJE!!!