wtorek, 27 maja 2014

Mój drugi Dzień Mamy :-)

W sobotę lało jak z cebra, więc cały dzień przesiedzieliśmy w domu, zwłaszcza, że Ida coś pokaszluje... :-( Ma też mały katar, ale on jakby słabnie, kaszel też nie jakiś mega, daję jej syrop prawoślazowy i liczę, że nic złego się z tego nie wykluje. Gorączki i innych dolegliwości brak. Jakaś mądra mama mi coś doradzi? Czy kaszle czasem tak se przechodzą czy przepoczwarzają się w coś złego? ;-( 

Misiu rzadzi

W niedzielę, jak przystało na porządną rodzinę ruszyliśmy na markety ;-D Prawda jest taka, że przyjeżdżamy za 3 tygodnie do PL na ślub, na który nie mamy ciuchów, tzn Wojto garnituru i butów, a ja butów. Obłęd... musimy to wszystko kupić tutaj, bo  w Gliwicach nie będzie na to czasu. Wojto pracuje codziennie od 7 (wyjeżdża po 6) do 17.00, w domu jest ok 18.00, wtedy wszystkie sklepy już są zamknięte. W soboty czasem jest w domu o 14, czasem o 16, a czasem jeszcze później, więc też szału nie ma - bez auta ciężko szybko sie przemieścić do sklepów (w naszej okolicy jest tylko malutkie tesco). Zostaje niedziela... smutne, ale prawdziwe. Tutaj sklepy są jakos krótko czynne, u nas wszystkie markety do 20-21 spokojnie, prawda?

W każdym razie w niedzielę Chmiele zostawili nam rano Agatkę i sami poszli do kościoła, my się zbieraliśmy i zbieraliśmy i ostatecznie przed 12 Chmiele wyjechali do Londynu do koleżanki Magdy a my poszliśmy na autobus żeby pojechać do sklepów. Pora była bezsensowna, bo lada moment pora idy na spanie, autobus nie przyjechał, więc wybraliśmy bliższą lecz uboższą wersje marketów i poszliśmy pieszo (biedna Ida, od 1,5 miesiąca wszędzie zadyla na pieszo, bedzie miała łydki jak Korzeniowski).

To my na przystanku.


po drodze widzieliśmy "Festiwal jedzenia" i wyścig

Zakupy średnio udane, ale kupiliśmy przynajmniej buty dla Wojta, więc została jedna rzecz mniej.
Po południu, tzn po drzemce Idy i obiedzie poszliśmy na spacer nad rzekę i w ten oto sposób spędziliśmy przyjemnie czas razem ;-)

"Ida co chcesz zjeść na kolację" - "Mylka. Ida."

Ciocia Magda to osoba wielu talentów:
- matkuje
- żonuje
- gotuje
- śpiewa
- uczy rytmiki, angola i informatyki
- jest mgr inż.
- robi kartki
- układa wierszyki
- ciagle się śmieje
- potrafi nawet rozpisać nuty tak se, "z głowy" gdy coś usłyszy ...


Niektórzy wiedzą, że lubimy z Wojtem znajdować pieniążki. Idąc gdzieś zawsze staramy się patrzeć pod nogi i często udaje nam sie znaleźć jakieś walające sie po ziemi grosiki. Przyznaję, że ja mam w tym wględzie więcej szczęścia, ale też i częściej gdzieś chodzę, a to jest nie bez znaczenia. Zawsze nas cieszy znaleziony pieniążek i to bez wzgledu na jego wartość, bo wszystkie znaleziaki lądują w specjalnym słoiku, który mamy w domu i nie zamierzamy tego wydawać tylko kontynuować zbieranie.
Idąc na spacer, plac zabaw czy do tesco wiem gdzie patrzeć żeby zwiększyć prawdopodobieństwo znalezienia. Zawsze mam dziką radochę jak coś wypatrzę! W niedzielę znalazłam 5p na przystanku autobusowym, a potem 1p na poboczu dróżki. Ale wieczorem stało sie coś wprost niewiarygodnego.

Zabrałam Idę w krzaczory wzdłuż chodnika żeby się wysikała, ale żeby Wojto się za nas nie wstydził zaciągnęłam ją dosyć głęboko. Ona sikała, a ja odruchowo się rozejrzałam i aż mnie zatkało. Pół metra od nas leżał otwarty portfelik, a wokół niego 23 monety!!! Same drobniaki (w sumie 35p, czyli jakies 2 zł) ale dla zbieraczy znaleziaków to jak Bursztynowa Komnata hihihihi. Mam niejasne przeczucie, że ten portfel został komuś ukradziony, ograbiony z grubszej kasy i wyrzucony w krzaki. No ale cóż..... nie ma w nim żanych danych osobowych, więc nie mamy innego wyjścia jak go sobie zostawić :-) ((info dla czyściochów: pieniążki i potrfel zostały staranie wyszorowane))

....a to moja druga w życiu kartka na Dzień Mamy. Ida miała w niej średniawy udział, "kolorowała serduszka"...

rysowała "balony"

....oraz "simaka" ale wręczyła mi tą kartę uśmiechając się i mówiąc "kocham" :-))))))))))

Fajnie być Mamą :-))

P.S. W dodatku teraz jestem trochę mądrzejszą mamą, bo przeczytałam książkę którą podesłała mi Gosia pt. "Język dwulatka". Wielu rzeczy się dowiedziałam, zaplanowałam kilka zmian i staram się być w nich konsekwentna i SĄ EFEKTY!
- Ida wstaje wcześniej (7-8 zamiast np 11!)
- popołudniowa drzemka jest o 13-13.30 (czasem kładłam ją nawet o 16)
- spać idzie jak przystało na dziecko o 20-20.30 ( a bywała i 23....)
- je przy stole, jak najwięcej sama, nie zmuszam jej do niczego - sama decyduje ile czego zje, z głodu nie umrze, staram sie jej proponować wartościowe rzeczy, więc nawet jak je 3 razy dziennie makaron to z różnymi dodatkami. Nie ma kłótni, upominania, godzinnych posiłków. Nie chce jeść - nie je, bawi się zamiast jeść - kończymy posiłek, chce jeść sama - je sama, chce żeby jej dawał misiu - daje jej misiu... ale po chwili misiu mówi, że potrzebuje pomocy i Ida udaje, że karmi ją misiu a w rzeczywistości karmi się sama.... hihihi. W niektórych sytuacjach miś jest b.pomocny
- usypianie nie trwa juz 2 godziny, czasem Ida ma problem z zaśnięciem i się przewraca, nawet 1,5 godziny, ale odbywa się to w ciszy, bez skakania, łażenia, gadania... Z dnia na dzień jednak jest to coraz krócej, najwyraźniej usystematyzowanie i pilnowanie pór dobrze jej robi. Dziś i wczoraj po godzinie od wyjścia z kąpieli już spała, a usypianie po południu zajmowało ok 20 minut. Wiadomo, że czasem jest inaczej, ale jest progres!! ;-)
- zrozumiałam kilka ważnych rzeczy jak np: że dziecku nie wolno pokazywac jak ma się bawić, samo ma na to wpaść chyba, że wyraźnie sobie nie radzi i się tym wkurza.
- niestety nie było w tej książce zbyt wiele na temat sikania w majty - poza tym, że "każde dziecko inaczej się uczy i że w różnym wieku wykazuje gotowość". Ida od 1,5 miesiaca śpi w pieluchach, ale w ciagu dnia ma majtasy (chyba, że idziemy gdzieś, gdzie zostawienie kałuży było by wyraźnie niewskazane, np. do szkoły). Staram się ją co jakiś rozsądny czas sadzać na nocniku albo "wysadzać" w krzczkach, oraz zawsze gdy widzę, że się dziwnie zachowuje. Kilka razy zdarzyło się, że sama powiedziała, że chce. Niestety.... nadal sika bez ostrzeżenia. Pytam ją sto razy dziennie "chcesz siku?" mówi, że nie, albo jak dłuższą chwilę siedzi na nocniku to się niecierpliwi i mówi, że "nie byłoooo", wstaje z nocnika i minutę później sika. Stoi i wyciska kupę...w gacie. Już nie wiem co robić. Staram się nie denerwować, ale to czasem trudne  (zwłaszcza gdy zaczyna brakować suchych gaci), gdy to możliwe zostawiam ją w mokrych gaciach i "przy okazji" mówię, że np "nie wezmę cię na recę, bo mnie pomoczysz", "nie możesz tu usiąść, bo masz mokry kuper", "wiem, że ci zimno na boso, ale musimy brzebrać mokre skarpetki". Nie wiem czy to mądre? Czy coś mogłabym zmienić w tym wszystkim? Czy dać jej spokój? Kontynuować? Czy to zawsze tyle trwa?

Jakieś mądre rady?!


1 komentarz:

  1. Cieszę się, bo dla mnie pora na telesfora czyli spanie to góra 14,00 i 20,30 i jak widać to się sprawdza. Z potrzebami fizjologicznymi to jak w przypadku różnych dzieci (Asia, Marta, Szymek), różnie to bywało chociaż ja byłam ta sama. Wydaje mi się, ze dobrze postępujesz. A cierpliwości do Iduchy masz niczym anielica. :-)

    OdpowiedzUsuń