poniedziałek, 12 maja 2014

Botany Bay

W niedzielę tydzień temu "zerwaliśmy się" skoro świt czyli przed 8 i zebralismy na carboota. Był całkiem spory i trochę fajnych rzeczy było, ale większych łowów się nie udało zrobić, bo po pierwsze na razie nie ma widoku na kontener, w którym można przewieźć cokolwiek do Polski (a nasz fotel? chlip chlip...) a po drugie Ida śpiąca w chuście a Ida marudząca i noszona na rękach - to spora różnica... niestety.

W każdym razie, kiedyś za ładne sikanie obiecałam Idzie, że pójdzie na dmuchany zamek. Ten, który jej obiecałam zniknął, ale na carboocie był inny. Dwa razy większy i niestety Pysiulka ledwo dawała radę. Zauważyłam w szkole i na placach zabaw, że choć jest odważna i nie boi się zjeżdzania ani innych dzieci i dorosłych to w momencie gdy do zabawy wkraczają inne dzieci to się Ida odsuwa albo stoi i patrzy ustępując im wszystkiego. Nie walczy o swoje, nie jest zdecydowana, zawsze sie odsuwa, cofa albo oddaje zabawkę bez szemrania gdy jakieś inne dziecko ją chwyci. Jak idzie wrzucać zabawki do worka podczas sprzątania to inne dzieci przepychają sią i wrzucają jeden przez drugiego, a ona stoi i czeka aż się zrobi miejsce. Jak ktoś chwyci hula hop, który ona podniosła to go puszcza... gdy ktoś wejdzie do tunelu, w którym ona już jest - to z niego wychodzi. Wiem, że ja też tak robię - niekoniecznie na placach zabaw ;-) ale w życiu - tylko czy ona mogla się tego ode mnie już nauczyć czy to się ma w naturze? Wydawało mi sie, że to nic złego  (choć kilka osób ciagle mi powtarza, że nie mogę taka być, bo tracę wiele z tego co mi sie należy albo zbyt łatwo odpuszczam), ale jak tak na nią patrzę to chciałabym ją popchnąć "no idź śmiało, rzuć się, wyrwij, przepchaj"...

Na tych schodach nie dawała sobie zbyt dobrze rady. W sumie za drugim razem już jej szło w miarę dobrze, szła powoli ale ładnie i wtedy wbiegł tabun nowych dzieciorów i zaczął ją z tej drabinki spychać, popychać, deptać, przechodzić nad nią. Stała biedna, zagubiona i wszystkim ustępowała... :-(




ale jest bardzo dzielna. Zjechała bez oporów, choć dużo starszy chłopczyk dostał tam ataku paniki. Zasuwała na dół z zawrotną prędkością, że aż traciła kontakt z podłożem i momentami frunęła - widać wtedy było, że się czuje niepewnie, ale po wylądowaniu miała szeroki uśmiech i radochę ;-) ja bym z własnej woli z tego nie zjechała....


Ogólnie na carboocie zakupiliśmy:

- saszetkę na drobiazgi dla mnie (w cekinową flagę Anglii) za 50p
- dwa woreczki i 6 "hipków" Lego Duplo dla Idy za 10 Ł
- laptopa dla Idy (niestety cały różowy i niestety dosyć skomplikowany, nawet my go na razie nie opanowaliśmy) - 5 Ł

A potem zajechaliśmy po Chmieli i ryszyliśmy do pięknej Botany Bay


Było pięknie, ale zzzimno

Angielskie szalone rodziny leżały roznegliżowane na piachu , a nawet niektórzy się kąpali, natomiast my poubierani jak się dało łaziliśmy tylko skrawkiem wody.

Ubraliśmy Idzie kalosze, ale.... po chwili i kilku upadkach kalosze napełniły się wodą, a spodnie zupełnie namoczyły. Na szczęscie miałam zapasowe spodnie (skarpetek niestety nie), więc po chwili oboje z Wojtem łazili po wodzie i piachu na boso i Ida była wniebowzięta. Ponoć po pierwszych minutach szoku termicznego potem nie było czuć zimna. (Ciocię Asię informuję, że Ida się na zimno nie skarżyła, w drodze powrotnej została przytulona a nogi opatulone i nie wykazywała w czasie późniejszym najmniejszych oznak przeziębienia. Na szczęście!)

tak, były tam naprawdę piękne widoki.... ;-)





Niestety, na samym początku rozładował nam się aparat i późniejsze zdjęcia wkleję potem, jak Chmiele nam pozwolą skopiować ze swojego aparatu. 

oto ta plaża


W każdym razie zaliczyliśmy długi piąkny spacer plażą (znów zadawaliśmy sobie w kółko pytanie "a może byśmy zamieszkali nad morzem?"), potem udaliśmy sie w inną część plaży na obiad (mamę informuję: ja jadłam pieczonego ziemniaka z chili con carne, Wojto tajemniczą rybę z frytkami, Ida głównie keczup). Na zakończenie dnia pojechaliśmy jeszcze do pobliskiego kościoła na mszę (nudną okropnie i właściwie nic z niej nie zrozumiałam poza końcowym "This is it" czyli w wolnym tłumaczeniu "To wszystko." po czym ksiądz wraz z dwoma ministrantami zawinął się i poszedł hihihihi )

Morze jest super. W ogóle oglądam tu czasem programy o kupowaniu nieruchomości i po prostu co chwilę marzy mi się co innego. Domek na wsi i kury (świeże jajka na śniadanko!), eko domek na odludziu, mieszkanie z zameczku, mały domek na klifie, kamienica z wykuszem....ech...... na szczęscie Okrzei ma to wszytsko hahahaha ;-D

2 komentarze:

  1. Ponoć dzieci do 3 roku życia nie potrzebują kompanów do zabawy, nie odczuwają potrzeby wspólnej zabawy. Może Ida jest oburzona "intruzami", bo sama chce wszystko testować. Macie teraz "good time", masz dużo czasu dla Idy, na place zabaw i zabawy kreatywne....korzystaj! A dom nad morzem.....? Myślcie, myślcie, też bym chciała żebyście mieli :-))) Jacek już w weekend negocjować próbował wakacje z Martą zamiast obozu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bawcie się z małą w taki sposób aby musiała wam wyrywać jakąś zabawkę albo musiała się przepchnąć.
    Niech się nie daje Angolom!

    OdpowiedzUsuń