środa, 21 listopada 2012

York

W niedzielę wybraliśmy się prawie z samego rana do Yorku – stolicy regionu (Yorkshire). Paweł nie chciał jechać, więc pierwszy raz mieliśmy wycieczkę tylko w swoim towarzystwie. Dojechaliśmy bardzo szybko , świeciło piękne słońce, ale było zimno. W mieście dzikie tłumy, ale nie ma się co dziwić – jest prze prze przepiękne! Stare mury obronne, wieżyczki, największa w GB katedra, cudne nastrojowe uliczki, romantyczne knajpki, muzea, śliczne pamiątkarskie sklepy, bajka! Po około 30 minutach przeciskania się z wózkiem w tym tłumie poddaliśmy się i wróciliśmy do samochodu po chustę. Bez wózka było sto razy lepiej i mogliśmy wszędzie sobie pójść.

Pierwsze zdjęcie – kolejka do kawiarni. Chciałoby się Wam czekać aż ileś tam osób wyjdzie żeby móc wejść do środka?



















Łaziliśmy, łaziliśmy i postanowiliśmy, że „zaliczymy” dwa miejsca (nie mieliśmy za dużo czasu a i nasze konta są już chyba puste, bo nie udało nam się wypłacić pieniędzy..). Ja wybrałam sobie fabrykę czekolady, a Wojtek Wioskę Wikingów. Najpierw poszliśmy do fabryki. Niestety na miejscu okazało się, że wstęp jest płatny i to 10 funtów od osoby co uznałam za zdzierstwo i strzeliłam fochem. Wojto postanowił mi chociaż kupić czekoladę w przyfabrycznym sklepie, ale ceny mieli równie absurdalne, więc daliśmy sobie spokój. Poszliśmy do Wioski Wikingów, ale jak podchodziliśmy pod wejście to pan je akurat zagradzał. Była 16.04 a wpuszczali do 16.00. Postanowiliśmy, że nie będziemy płakać tylko po prostu przyjedziemy kiedyś jeszcze raz ;-] W dodatku wracając powoli do auta, już po ciemku spacerowaliśmy uliczkami, było romantycznie i fajowo, a na ulicy o nazwie Shamble kupiliśmy sobie ręcznie i na miejscu robione czekoladki – takie malutkie jak z bombonierki. Postanowiliśmy, że wybierzemy sobie po trzy sztuki, a smaków było milion pięćset. Po 20 minutach zastanawiania się kupiliśmy – jak się okazało z tych wszystkich smaków wybraliśmy dwa takie same (w sensie, że i ja Wojtek chcieliśmy te same dwa smaki – zupełnie bez konsultacji!). I to na tyle naszej pierwszej wycieczki do Jorku. Mam nadzieję, że faktycznie będzie czas tam jeszcze wrócić.

Do domu jechaliśmy baaaardzo długo, bo przez pierwsze pół godziny nie w tą stronę ;-) ale wróciliśmy na czas, bo niecałą godzinkę później przyjechali goście. Plus gościówa!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz