wtorek, 13 listopada 2012

Sunderland

SOBOTA

Mało brakowało, żeby Wojtek po przyjściu z pracy zastał Idę w piżamie ;-) Trochę sobie pofolgowałyśmy, aaa co!



Ida wysysająca Katerpilarowi oko 

Miała doskonały humor, więc podzieliłam się z nią śniadaniem – podsuwałam jej kawałeczki chleba, a sama jadłam Nutellę hihih. Zjadała małe kuleczki chleba bez mrugnięcia okiem i sama otwierała dziubek jak zbliżałam się z kolejnymi porcjami. Dzielna dziewczynka! Potem bawiła się chlebem i gadała do niego


Jak przyszedł Wojto to napił się kawy, zjadł ciacho i został wygoniony na spacer ze swoją małą córeczką. A ja w tym czasie miałam czas tylko dla siebie! Jak super! Wykorzystałam go maksymalnie na …. zrobienie lazani, pościeranie kurzy, ściągniecie prania, umycie naczyń i poodkurzanie połowy mieszkania. Właśnie podczas odkurzania wróciły moje dwa kochania. Byli długo i daleko i podobno odkryli miejsce gdzie można pożyczać kajaki i jest górski tor dla kajaków. Hm…. 

Potem jedliśmy, toaleta, kulu lulu i jak Ida poszła spać to Wojtek wziął do jednej ręki szczoteczkę, do drugiej butelkę Finlandii (którą dostał podczas imprezy służbowej i od dwóch tygodni mroziła się w lodówce) i pojechał z Pawłem do jakiś kolegów na galę boksu i męski wieczór. Ja zaległam na kanapie (albo raczej kanapce) i tradycyjnie oglądałam X factora. Ale był fajny odcinek! A James Arthur…mmm… śpiewał jak zawsze cudnie. Wspomnicie moje słowa, jeszcze zawojuje świat! A mieszka w sąsiedniej miejscowości, Middlesborough. Słuchając niektórych piosenek poczułam, że chcę na dyskotekę. Ojj, brakuje mi Bravo i czwartkowych rockotek! I pomyślałam: w przerwie między świętami pójdę potańcować! A potem refleksja… z kim? Wojto nie wiadomo gdzie będzie, Aga baaardzo daleko, Błażej pewnie będzie już w UK. Drugie pytanie: gdzie? Gdzie nie chodzą moi uczniowie i gdzie nie gra jakieś głupie techno tylko fajne kawałki? Hm… nie znam takiego miejsca.

Może na Sylwestra uśpię Idę jakim mocnym syropem i będę tańcować w samotności wkurzając sąsiadów ;-)

NIEDZIELA

Wojtek wrócił do domu około 8 , zjedliśmy błyskawiczne śniadanie i …pojechaliśmy na Carboota!



Tym razem była fajna pogoda i dużo straganów, ale minął mi już pierwszy szał i nie rzucałam się na wszystko co widziałam. Rozsądek wziął górę. Ale jeden zakup nam się udał za wszystkie czasy… kupiliśmy całą kolekcję Friends-ów! Oglądaliśmy wszystkie odcinki po tysiąc razy, ale Wojto chciał zawsze mieć to na płytach – no i mamy! 30 płyt!!! Tak, tak TRZYDZIEŚCI płyt dvd!!!! A wiecie ile z nie zapłaciliśmy? 4 funty hahahahahahahahahah!!!!!!! Paweł aż zaniemówił z wrażenia. Taka kolekcja, nawet używana kosztuje na Allegro od 300 do 1000 zł! A dziewczyna, która nam to sprzedała jeszcze nas przepraszała, że kartonik jest podarty ;-D . Pisze się ktoś na maraton Friendsów po naszym powrocie? 

Po carbootowych łowach wróciliśmy do domu i Paweł przyszedł do nas na drugie śniadanie. Zrobiliśmy sobie ucztę (skusił go majonez kielecki hahah!), pojedliśmy, potem kawa i coś słodkiego i sru! Na wycieczkę nad morze. Wybraliśmy jedną z najbliższych miejscowości , bo była już 13 a koło 17 robi się ciemno. Zajechaliśmy, pospacerowaliśmy i wróciliśmy. Ha!!! Oczywiście trwało to trochę, ale kolejny raz, niestety, okazało się, że te miejscowości nie są nastawione na turystów. Było tam fajne molo, ale jedyne co oferowali turystom wzdłuż całej plaży to buda z frytkami i salon gier. Żadnych lodów, waty cukrowej, kartek, a tym bardziej naparstków. Ale i tak było fajnie, jednak morze to morze ;-D


po nocy z Finlandią i boksem Paweł przysypiał. Prawda, że pierwsza myśl na ten widok to „o rany! zasnął za kierownicą!” ha! Otóż nie, bo kierownica jest po drugiej stronie w rękach trochę bardziej przytomnego Wojtka ;-)


Rzadki tutaj widok – typowa angielska ulica, z moimi ulubionymi wiktoriańskimi domkami! Szymon w Morecambe mieszkał w takim!


od razu chcieliśmy tam iść!!


Wojto ujeżdżał Dinusia


a potem go przepraszał hihihi









Ida nawet nie zauważyła że ma krzywo smoka




Hunter – „łowca” brzmi dumniej niż „wędkarz” ;D











E tam latarnia. My najważniejsi!




Wojto i jego urocze miny



Trochę nielegalnie tam zaparkowała, ale mandatu nie dostała. 

Po powrocie do domu zjedliśmy, wykąpaliśmy Idę i tyle…

Iducha podczas wycieczki była grzeczniutka. Zapatuchana w kocyk, rozglądała się tylko i od czasu do czasu dawała głos. W drodze powrotnej zaczęła „warczeć”. Sądziłam, że to z głodu, ale nie chciała jeść. Podobało jej się za kierownicą i przełączała Wojtkowi jakieś pokrętła, guziki i wajchy. Chwilę się pobawiła, a potem ją zapięłam do fotelika i ruszyliśmy do domu.

Aaa! Zachęcona jej przyswajaniem grudek w jedzeniu i wilczym apetytem kupiłam jej obiadki +7 miesięcy, większe i mniej rozdrobnione. Niestety – Ida nie za bardzo je lubi. Ja zresztą też nie, bo po podgrzaniu robi się z nich woda z kawałkami i ciężko się to jej wlewa do dzioba. Ona się przy tym denerwuje, trzyma te kawałki w buzi i jak zaczyna gadać to widać kawałki kurczaka czy marchewki falujące na języku. Śmiesznie to wygląda, ale nie ma większej wartości odżywczej, bo potem wypadają albo wyciekają hihih. Chyba trzeba jeszcze trochę odczekać z tymi „starszymi” obiadkami, bardziej ją poprzyzwyczajać. Ale jogurcik z truskawkami 7+ wciągnęła bez mrugnięcia!





1 komentarz: