Piątek był bardzo fajnym dniem. Śniadanie minęło błogo...
ser się cieszył, że Ida nie ma zębów.
próbowała wejść pod wyro, ale ani wejście, ani późniejsze wyjście się nie udało ;-)
eee tam, podobne do siebie?!
Mama była w szpitalu na badaniach, wiec wracając wpadła na kawę ;-) I całowańsko.
dwie poważne damy
A po powrocie Wojta to już było istne szaleństwo:
- znoszenie makulatury w częściach
- jazda do Gliwic
- oglądanie mieszkania
- wizyta na poczcie nr 1 (nieczynna)
- wizyta na poczcie nr 2
- wizyta u mechanika nr 1 ( nie ten co trza )
- poszukiwanie mechanika nr 2 (nie udało się)
- do Wierzb zostawic manele i wziąć Kubę
- z Kubą pod szkołę
- Kuba nosił jak mrówka makulaturę (prawie 18 kg! na raty, ale zupełnie sam!)
- powrót do Wierzb
- kawa, ciacho, gadu gadu...
... aczas jak zwykle leiał za szybko i sidzieliśmy do nocy.
Siostra ma
zdjęcia z wizyty ma,
ale nie wiem ja
czy mi je da ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz