Czwartek zaczął sie nam bardzo błogo i leniwie, ponieważ pociąg mieliśmy dopiero po 12 i dzieki temu moglismy sie zbierać powoli i bez paniki. Było przewracanie sie w wyrku... spokojne śniadanie... pakowanie....
a potem spacer na dworzec. Tuż przed dworcem spotkalismy Magdę z Agatką i Ida dostała od nich pluszowego motylka :-)
Ida wczesniej nie jechała pociągiem, więc wszystko było dla niej bardzo ciekawe. Od śmieci miedzy torami po płacz, bo pociag nie jedzie po torze blisko niej, albo zdziwienie, że nie wsiadamy do każdego pociagu, który wjeżdżał na stację.
...ogólnie była zadowolona ;-)
a w pociągu to już w ogóle! biegała w samych rajstopkach między siedzeniami, skakała po nich, zagladała do pasażerów za nami, podziwiała widoki, wciskała guziki do otwierania drzwi miedzy przedziałami, bawiła sie zasłonkami, dawała bilety do kontroli i ogólnie wszystkim sie zachwycała
było fajowo!
po około 40 minutach jazdy musieliśmy sie przesiąść do drugiego pociagu, który odjeżdżał z innej stacji niż przyjechaliśmy, wiec mieliśmy przy okazji mały spacer po Londynie ;-)))
i przy okazji widzielismy PIETROWY parking na rowery ;-)
w drugim pociagu mieliśmy przydzielone miejsca, Ida musiała sie ograniczać z szaleństwami przestrzennymi, więc szaleliśmy w swoim gronie
i szybko minęła i druga podróż. Ja wcześniej w Birmingham nie byłam, Wojto tylko na kilka światecznych dni, więc nie bardzo wiedzieliśmy gdzie sie podziać na czas oczekiwania. Pospacerowaliśmy wiec troche po centrum i uderzyło nas kilka rzeczy:
- hałas wszędzie
- dzikie tłumy wszędzie
- hipsterzy an akżdym kroku
- niesłyszalny język polski, co nie czesto sie zdarza
- brak powalających widoków
Było zzzzimno, Ida okazywała zmeczenie, więc pozostało nam się zadokowac gdzies gdzie jest ciepło, spokojnie i jest jedzenie ("Ida lubi fytki!"). Minelismy tysiac osiemset dwadziescia knajp/barów i tracilismy nadzieję - przed Pizza Hut kolejka przed wejściem.... w Burger Kingu absolutny brak miejsc, inne miejsca podobnie - dziki tłum chaos i kilometrowe kolejki. Odeszliśmy troche dalej i wylądowalismy... w mcDonaldzie ;-/// Masakra. Ani tam nie było cicho, ani fajnie, ale musieliśmy gdzies posadzić tyłeczki, a tam akurat były wolne siedzące miejsca.
sklepy też się Idusi baaardzo podobały, a w ogóle odkad wyszlismy z dworca cały czas mijalismy dzieci z balonami i ciagle mówiła "ida balona, ida balona". Kiedy w końcu namierzyliśmy miejsce, w którym je rozdawali to ida poleciała jak w dym i sama sobie wzieła ze stojaka zamiast poczekać aż ktoś jej da (Polaki w Anglii, ale żaal ;-P )
Magda przyjechała po nas do centrum i wskakiwalismy do jej auta na światłach w pośpiechu, więc nawet nie było sie jak przywitać. Dopiero kiedy wysiedliśmy przed "ich" domem uściskałysmy się i była okazja się pooglądać. Chwilkę po wejściu do domu pojechałyśmy po Szymona do pracy - Wojto został w domu i miał rozwiesić pranie ;-D
Nie widziałam Szymona 1,5 roku, więc zdziwiło mnie jaki jest duży i jakie ma długie włosy. I że nie ucieka przed zdjęciami1 I nawet striptiz robi przed obiektywem ;-D
po powrocie razem z Magdą, a może Magda razem z Szymonem zajęli sie kolacją "chicken mushrum pie" (czyli kurczak i pieczarki w kremowym sosie zamkniete w cieście w kształcie domków Smerfów. Zauważyłam ten kszatłt dopiero jak ida patrzyła na te ciasta i mówiła "Ida lubi merfy").
takie oto zdjęcia Szymon trzyma w swej "jaskini"
tego pierwszego wieczora długo siedzieliśmy razem, Ida była grzeczna, miała tyle atrakcji i zabaw z Magdą, że szalała do godziny 23 z grubymi minutami. Po małej porcji higieny poszłysmy we dwie spać... zasnęła jak tylko położyła głowę na poduszce ;-)
Reszta opowiesci w następnych odcinkach. Jest 3 w nocy a ja ciagle siedzę i przegrywam, kopiuje, wklejam... czas spać ;-)
Masz porcję ścisków /bo pocałować się nie dasz/ za to, że chciało Ci się siąść, pisać, wklejać zdjęcia
OdpowiedzUsuńooo wreszcie jakieś foto-story :-) Dobrze zobaczyć resztę rodziny :-). Ale ładnie u Magdy i Szymona. Ida ciągle uśmiechnięta, normalnie urodzony optymista :-). A TY nie spij tylko pisz :-)
OdpowiedzUsuń