Było to tak. Ciężko nam się umówić z Magdą i Weiem na jakieś wspólne spędzenie czasu, bo albo nie było Wojtka, albo wyjeżdżał Wei, albo codzienna bieganina plus choroby dzieci to uniemożliwiały. Magda zaproponowała, że moglibyśmy w czwórkę, a właściwie w szóstkę wybrać się kiedyś w góry, do schroniska i spędzić trochę czasu razem, spokojnie pogadać. Bardzo mi się ten pomysł spodobał. Wstępnie umówiliśmy się na koniec lutego.
W międzyczasie Wei dostał delegację. Umówiłam się więc z Magdą, że pojedziemy tylko my z dziewczynkami. Potem do pomysłu dodałam Asię z Igorem i zapowiadało się już w ogóle fajnie.
Potem okazało się, że Wei wylatywał na tyle późno, że właściwie mógł w pt i sobotę być z nami. A zatem do pomysłu dodałam jego, Rafała i Wojtka, a miejsce akcji zlokalizowałam w Bielsku.
W między czasie Weie się rozchorowały.... i wcale nie mogły pojechać ;-(((
Plan więc ewoluował ponownie i na górkę, bez spania w schronisku weszlismy z Balami ;-)
Była łagodna, szło się świetnie. Tonęliśmy w błocie , ślizgaliśmy się w śniegu, ale spacer był rewelacyjny.
Ogrzewamy sie w schronisku. Ida przemoczyła buciki i rajstopki, a akurat tych rzeczy na zmienę jej nie wzięłam, więc podsuszaliśmy to na kaloryferze.
dla Bali była to taka prościzna, że spali po drodze ;-p
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz