czwartek, 13 lutego 2014

Wtorkowe migawki

We wtorek 

Po pracy zjadłam szybki obiad i poszłam do mieszkania szlifować. A w mieszkaniu sporo zmian! 
- równany jest łuk w przedpokoju nad drzwiami, 
- przepchana Twoja rurka na kabel, z którą Ci się nie udało przed wyjazdem...
- zaklajstrowana ściana ze "skrzyneczką" elektryczną, 
- parapety w łazience! <3 p="">
- wyrównane ścianki przy drzwiach w drugiej łazience
- narzucona ściana pod oknami w łazience (szpara się zmniejszyła)
- zaklejone kafle na podłodze - zabezpieczone przed zniszczeniem od drabin, gruzu itd

I tu sobie po raz kolejny pomyślałam jaki z Karola jest fajny gość. Kilka razy wcześniej zastanawiałam się dlaczego oni na bieżąco nie wyrzucają worków z gipsu, kartonów po kafelkach, tych starych płacht tapety... no i dzisiaj znalazłam odpowiedź - użyli tego wszystkiego do zabezpieczenia podłóg ;-) Fajnie tak widzieć, że komuś się chce myśleć, że ktoś robi coś z głową i nie byle jak ;-) To samo jak patrzę na te worki "straszaki" na gołębie - nie mogę się nadziwić po pierwsze jakie to w sumie proste rozwiązanie, a po drugie, że w ogóle obchodziło ich, że mamy na parapetach siedlisko gołębi. i że sami postanowili się ich pozbyć... 
...
Ida na obiad jadła głównie ogórki...








Szlifowanie szło mi dobrze, zwłaszcza, że lampa była podpięta pod inne kabelki niż dzień wcześniej i sięgała aż do kuchni, więc mogłam swobodnie się z nią przemieszczać. Oczywiście najlepiej mi się robi futryny na wysokościach gdzie mogę stać na nogach lub taboreciku lub siedzieć na podłodze. Na wysokim stołku czasem się boję, bo jak mi się szlifiera "omsknie" to lecę z nią na dół, bo ciałem czasem na nią napieram ;-) A tak jakoś ma zbudowany ten przycisk, że w momencie jak si ę traci nad nią panowanie to nie wyłącza się tylko właśnie odruchowo mocniej ją chwytam  i działa na najwyższych obrotach, brrr....
W sumie, nie mów nic Karolowi, ale pożyczam jego aluminiową drabinę, bo jest stabilniejsza niż ten drewniany rozklekotaniec ;-) Niestety nie mam zbyt dużo siły by trzymać szlifierę pod takim kątem jaki wymaga góra futryn... więc zajmie mi to.... jakąś wieczność .;-D
Musiałam wcześniej wrócić do domu, bo mama szła na basen. Wykąpałam się z pomocą Idy (lała mi szampon na głowę, potem spłukiwała prysznicem całe mydliny a na końcu pokazywała mi gdzie jeszcze muszę się powycierać)

Potem leciała w radiu piosenka "Impossible" i Ida zaczęła jak zwykle ją śpiewać ("booo" ) więc odtańczyłyśmy sobie ze dwie piosenki ;-)






A jak mama poszła na basen to robiłyśmy "malu malu". Powiem Ci, że jak się narysuje Idzie kontur i jej się CHCE to potrafi paluchem kolorować dosyć precyzyjnie, nie wyjeżdżając za krawędzie. Po chwili już jej się nie chce i maćka jak popadnie, ale zauważyłam, że już nie szura łapami po całej kartce tylko potrafi dziubdziać na małym kawałeczku i w dodatku mówi co maluje (ani tego nie da się rozpoznać, ani zrozumieć co bebla hihi )







Oczywiście nie obyło się bez "Ida siama, apajaja Ida, Ida! IDAA!". Oto jedno ze zdjęć zrobionych przez Krzykułę. Najechała, zobaczyła kubek , zakrzyknęła "TATA!" i pstryk ;-) A zatem kubek jest nie odwołalnie twój i koniec ;-)

Tak ja podczas czekania na kolację pochłonęło LEGO, że parówkę jadła z poziomu podłogi ;-)


Przesyłamy buziaki!! ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz