W każdym razie wyszłyśmy z kościoła i poszłyśmy na około w poszukiwaniu kapliczki przygotowanej specjalnie dla dzieci. mama mi mówiła, ze jest coś takiego, choć ja nigdy o tym nie słyszałam. Obeszłyśmy cały kościół i niczego takiego nie znalazłyśmy... Pospacerowałyśmy więc trochę na dworze, ale msza przeciągała się i przeciągała i przemarzłyśmy na kość. Miałam nadzieję spotkać tam Szczycia z małym Wojtkiem, ale chyba byli w środku w zupełnie innej części niż my, bo niestety nie wypatrzyłam ich.
Zanim jednak udaliśmy się do domu to trzeba było się przejść przez odpust. Ida już od dawna żywiołowo reagowała na balony z helem, więc takiego postanowiliśmy jej na odpuście kupić. Zastanawialiśmy się tylko który wzór wybrać, ale ten problem rozwiązał się sam gdy Ida nagle zaczęła krzyczeć "hał hał hał, hał hał hał!" ...i dostała przywiązanego do rączki wielkiego brązowego Scooby-Doo, który był źródłem jej szczęścia przez kolejna godzinę ;-)
przykryła piesia swoim ulubionym "kocikiem" z żyrafką i chciała mu nawet dać swojego "moćka"
a potem padnięta poszła spać ;-)
...a my zasiedliśmy do kawy i pożerania odpustowych słodyczy
.... a tu dokumentacja "pomocy" jakiej Ida, z własnej woli udzieliła mi podczas układani jej ciuszków w szafce. Na podłodze były poukładane równiuteńkie kupeczki.....
które moja kochana pomocnica postanowiła pod nieobecność mamusi włożyć do szafki ;-D
...i nie tylko
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz