wtorek, 4 grudnia 2012

Błyskawiczny tydzień

Poniedziałek – lało cały dzień. Gdybym miała parasol to byśmy wyszły na spacer, ale jako, że nie mam to siedziałyśmy w domu. Ida ciągle ma katar, więc może to nawet lepiej?

Wtorek – patrz: poniedziałek.

Środa – musiałyśmy wyjść, bo już echo w lodówce się panoszyło. W końcu przestało padać, więc poszłyśmy na spacerek połączony z zakupami. Winda nie działała, więc spacerowałyśmy do 17.30 i potem czekałam w holu na Wojtka, żeby mi pomógł wtaszczyć po schodach wózek z zakupami. Czekałam i czekałam…pół godziny, bo byli w sklepie…wrrrr.

Czwartek – Winda ciągle nie działała, więc już nie planowałam zakupów. Poszłyśmy tylko na spacer, tym razem wzdłuż kanałów, bo nasza codzienna trasa przez centrum już mi wychodzi uszami. Dodatkowo, mam stresa związanego z pracą i musiałam się zrelaksować – pomogło. W ostatnich dniach spadło tyle deszczu, ze kanały wypełnione sa wyższą wodą i to strasznie zamuloną i pełno w niej pływa śmieciuchów. Kilka obszarów Anglii jest zatopionych, mają okropne powodzie.

Piątek – przymrozek! Lód na szybach i zamarznięte kałuże utrzymywały się do popołudnia! Byłyśmy na długim spacerze połączonym z zakupami (mamy mała lodówkę z mini-zamrażalnikiem, więc nie da się zrobić zapasów). Na obiad zrobiłam pomidorówkę, ale Wojto stwierdził, ze inna niż w domu. Pewnie, że inna, bo tu nie mam przypraw – mama się za głowę złapie, ale ja zwykle daję liść laurowy i bazylię ;-)

Hmm… tydzień minął błyskawicznie, aż trudno uwierzyć, że już weekend. Szkoda, że to tak leci.. Oj, jak szkoda!

Jakaś chandra mnie dopadła, albo może dopada okresowo, bo czasem udaje mi się ją na kilka godzin wygonić. …Więc może skupię się na przyjemnym temacie ;-)

Ida dziś jadła ze mną ciastka owsiane i kurczaka wyłowionego z zupy, świetnie sobie radziła, nawet z dużymi kawałkami. Kochana Kluska. Czasem chętnie bierze do dzioba coś co jej podsuwam, a czasem zdecydowanie sobie nie życzy. Charakterna baba. Zabiera się powoli za poruszanie. Leżąc na brzuchu obraca się w kółeczko, a czasem jak ją zostawię na macie i wracam za kilkanaście minut to jest w zupełnie innej części pokoju na brzuchu! Odpycha się łapkami i cofa, kręci i obraca – jeszcze nieświadomie, ale bardzo ją to zjawisko interesuje. Zaczyna też śmiesznie balansować ciałkiem: siedząc pochyla się do przodu i ląduje na łapkach i kolanach, podpiera się na nich i podnosi kuper. Potem nie wie co ze sobą zrobić, balansuje tak chwilkę i albo wraca do siedzenia, albo traci równowagę i się przewala. Jak na bok to spoko, ale czasem rypnie do przodu, prosto na buzię i jest ryk. Wczoraj w ten sposób „zanurkowała” do pudełka i Wojto zamiast jej pomóc to się zwijał ze śmiechu ;-]

Filmiki mamy, ale nie da się ich wstawić – internet Wojta w pracy nie daje rady i odmawia posłuszeństwa – przykro mi Wierzbolki!

Założyłam się z Wojtem i podobno nawet Wikipedia nie jest mi w stanie pomóc – więc może Wy? Czy jak się ma zły nastrój, jakieś „fochy” i „ale” to można powiedzieć, że się ma chimery? Od nich pochodzi przymiotnik „chimeryczna”.

Skrót dla Rafała (sto lat, sto lat!): Leje. Zimno. Ida próbuje pełzać. Czy myślisz o nas podczas kąpieli? ;-D



















1 komentarz:

  1. Zgodnie ze słownikiem języka polskiego chimeryczny - mający kapryśną naturę; niemożliwy do urzeczywistnienia. No! i koniec sporów rodzinnych! TY...chumorzasta, a kiedy lądujecie w ojczyźnie?

    OdpowiedzUsuń