sobota, 8 grudnia 2012

Oł noł, oł noł, spadł snoł!

We wtorek sypało śniegiem. Ja nie znoszę zimy, więc poza pierwszymi dziesięcioma sekundami nie cieszyło mnie to wcale. Tym bardziej, że nie mam czapki. Miałam…ale…. Yyyy… już nie mam.

(Wełna + pranie = ……






… „troszkę” się skurczyła.

W każdym razie szłyśmy na spacer w śniegu i zawierusze. I właśnie na tym spacerze rozmyślałam o byciu „glamuuur”. Czasem nachodzi mnie ochota żeby być damą. Mieć ładne ubranie, fryzurę, makijaż, ładne torebki i pachnieć z daleka. Ale jak to zrobić? Dziś był jeden z tych dni pt „będę ładna”, więc uczesałam włosy, ubrałam się w płaszczyk, nawet posmarowałam usta balsamem.. (pozdrowienia dla Asi hihihihi, zostawiłaś go w zabawkach Idy, więc przepadło!). I cóż? Głupi śnieg zmoczył mi włosy, przyklejały mi się do twarzy, jak zawiało to wpadały mi do ust i nie chciały wypadać, bo się przyklejały do tłustej warstwy balsamu… płaszcz jest cienki więc było mi zimno, z nosa ciekły smarki, spodnie miałam zabłocone, okulary zachlapane… Bez sensu. Nie dane jest mi być damą. A przynajmniej nie potrafię. Bo jak się ubierać w sukienki kiedy na dworze zimno? Jak chodzić w ładnych bucikach skoro, albo nie ma rozmiaru, albo są za śliskie? Ładne czapki ledwo zakrywają czubek głowy, a co z uszami? Puder nie pomaga na czerwony z zimna nos. Ładne, zgrabne torebki nie mieszczą dokumentów, terminarza, kosmetyczki, chusteczek i drugiego śniadania. Jak gotować w ładnych ciuchach? Jak się mościć na kanapie w dopasowanych dżinsach (można, ale czy nie szkoda wypychać kolan? ;] ). Jak nosić biżuterią kiedy ona zahacza o ubrania, albo obija się o gary podczas mieszania albo mycia? Rozpuszczone włosy wkurzają. A perfumy wcale nie pachną jak się je ma na sobie. I jak wyregulować obie brwi tak samo? Dlaczego każde pomalowane oko wygląda inaczej? I tak dalej i tak dalej. A teraz to w ogóle! Ciągle znajduję na sobie kawałeczki jedzenia, które Ida wciera we mnie, albo lądują na mnie podczas karmienia, kichania, prychania itd. Szarpie mnie za włosy, albo czochra podczas przytulania. Drapię ją zegarkiem, więc nie wiem czy mam go na sobie więcej niż dwie godziny dziennie? W torebce noszę zapas pieluch, termos i i inne niezbędniki, więc im większa i bardziej elastyczna tym lepiej. Całowanie jej posmarowanymi ustami to nieporozumienie. Czy potrzeba mi więcej wymówek żeby być poczochraną, rozmemłaną i łazić całymi dniami w bardzo domowych ciuchach? ;-) Mam nadzieję, że Ida będzie potrafiła być damulką, w granicach rozsądku rzecz jasne, ale obawiam się, że to nie ja ją tego nauczę ;-)



..a zatem śnieg. Padał, padał jak głupi, wróciłam do domu przemoczona, ale zaskakująco szybko się rozgrzałam. Mam nadzieję, że biała warstwa nie utrzyma się długo, bo tu się nie zmienia opon na zimowe. Szymon mówił, że u niego w pracy ludzie patrzyli na niego jak na wariata jak im tłumaczył, że są takie opony i się zmienia w zależności od pory roku. Hm…

A biedny Wojto czy hula wiatr czy sypie śnieg musi biegać po budowie i odmrażać sobie kuper. Dziś, właśnie na spacerze usłyszałam wycie syren – długie, natrętne i niepokojące. Napisałam smsa, że mam nadzieję, że to nie u nich wyje, ale jak się okazało jednak u nich. Wyło z bloku „chemicznego” co mogło oznaczać, że jakieś świństwa się wydostają i według bhp wszyscy powinni się schować w pomieszczeniach. Wojto tak zrobił, ale szef spawaczy machnął ręką i nie ściągnął ludzi z wysokości. Brak mi słów…. Na szczęście chyba nic groźnego się nie stało, bo po kilkudziesięciu minutach odwołali alarm i Wojto się nawet nie dowiedział z jakiego powodu wył.

Wieczorem, jak Ida była już w objęciach Morfeusza a Wojto nie (!) postanowiłam wykorzystać jego przytomność i pograliśmy w karty. Jak na wakacjach! I jeszcze nauczyłam go grać w kartofla na papierze, bo nie umiał. Całkiem miły dzień….

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz