środa, 5 grudnia 2012

Sobotni zawrót głowy

W piątek do późna siedziałam przed kompem pisząc posta i maile, które Wojto miał wysłać z pracy. Położyłam się gdzieś między 2 a 3 w nocy i to jak zwykle na minutkę zanim Ida wołała jeść. Efekt był taki, że w sobotę czułam się jakby przejechał po mnie czołg. Bolała mnie głowa, pod powiekami miałam piach, kręciło mi się w głowie i byłam generalnie nie do życia. Jak Wojto wrócił z pracy i mnie zobaczył to zarządził odwrót! Wziął Idę na spacer i zostałam sama ze sobą. Rozmyślałam co by tu ze sobą począć, położyłam się w ciuchach do wyra i zastanawiałam się: iść do wanny na dłuuugą, gorącą kąpiel? Pójść na spacer nakarmić łabędzie? Zrobić jakiś wypaśny obiad? Posprzątać?... i zbudził mnie odgłos otwieranych drzwi, było już ciemno i moje dwa Kochania wróciły z długiego spaceru. Czułam się zupełnie inaczej, jakbym zaliczyła ”reset” systemu! Spędziliśmy miły wieczór z zabawnym akcentem. Ida wgryzała się namiętnie w rączkę wózka (gdyby to nie było takie śmieszne to bym rzekła: fuuuj, przecież tam jest tryliard świńskich bakterii!). Mam nadzieję, że uda się załadować filmik, bo warty obejrzenia hihihi

(niestety nie ma możliwości wgrania filmiku w tej głupiej sieci)

Potem Iducha zażywała kąpieli, goniła konika morskiego po całej wannie, kilka razy opiła się wody, przepłynęła z dziesięć długości i wykończona poszła lulu. Wojtek jej załączył kompa z kołysankami do spania i w błogiej atmosferze odpłynęła w objęcia Morfeusza. Te piosenki to się Wojtowi udały, są takie ładne! Takie spokojne, z fajnymi słowami, naprawdę fajne! Zostawiłam ją śpiącą w pieleszach, po cichutku pani śpiewała o poczochranych kogucikach i kózkach które powinny iść spać. Wojto zebrał się błyskawicznie i poszedł do kolegów na pokera, a ja zasiadłam na kanapie z pudłem lodów (kochany Wojto…) oglądając X factora. Było mi tak fajnie…

Gdzieś pomiędzy odgłosami z TV usłyszałam jakąś dziwną muzyczkę, pomyślałam, że to od sąsiadów, nie przejęłam się bo była cicha. Hm.. po kilkudziesięciu minutach nie dawało mi to jednak spokoju, poszłam posłuchać z której to strony… i okazało się, że z pokoju Idy! Pani dawno skończyła śpiewać o kózkach i krówkach i włączył się Limp Bizkit hihihih. Ida sobie spała jak aniołek i nie przejmowała się rockowym klimatem.

1 komentarz:

  1. Czasem potrzebny jest taki reset, wszystko inne może poczekać, robota nie zając...niestety nie ucieka :-))). Ja czasem dekuje się w kąciku, udaję, że nie ma wcale piętrzących się jakiś stert (naczyń, prania itp.) i wypijam w spokoju kawkę z książeczką w ręce. Tak ucieczka na chwilę...Tak więc, nie miej wyrzutów sumienia, tylko korzystaj, ciesz się chwilą :-).

    OdpowiedzUsuń