środa, 24 września 2014

Urodziny Błażeja

W poprzednią sobotę Błażej miał urodziny, więc dzień wcześniej upiekłyśmy mu z Idą ciasto...

Ida pomagała mi w każdej czynności łącznie z podjadaniem surowizny ;-)



Następnego dnia, gdy Wojto wrócił z pracy pognaliśmy na dworzec. Po drodze poszłyśmy z Idą po balona urodzinowego. Na dworzec zdążyliśmy w ostatniej chwili. Na naszym peronie stały dwa pociągi, ale wyświetlacze wyświetlały jakieś głupoty, więc spytaliśmy kogoś z obsługi, który pociąg jest nazs i ten ktoś nam powiedział, że żaden... co było nieprawdą. W taki sposób przegapiliśmy pociąg numer jeden ;-)

Pięc minut przed kolejnym "naszym"pociągiem zaczeliśmy się szykować, ogarniać... i wtedy okazało się, że nie mam torby z prezentem. Zostawiłam w sklepie kupując balona.... Poleciałam sprintem po tę torbę.... W taki sposób przegapiliśmy pociąg numer dwa.

Do trzeciego na szczęście wsiedliśmy

"Szczery" uśmiech Błażeja

Przyjechaliśmy dosyć późnym wieczorem, więc nie było już wszystkich gości, ale było dużo pysznego jedzenia, a także... oryginalna meksykańska tequila, którą Błażej dostał kilka lat temu od Agi i zdecydował się otworzyć specjalnie na tę okazję.

kiedy postanowiłam zrobić zdjęcie grupowe było już nas tylko tyle
Zdjęcie beznadziejne, bo co prawda wzięliśmy lustrzanę...ale bez baterii, więc zdjęcia cykaliśmy telefonem. W dodatku Ida nie chciała się ode mnie odczepić i przez to znajduje się na tym alkoholowym zdjęciu.


:-)


Ida początkowo była wycofana i się wstydziła nowo poznanych osób, ale po jakiejś godzince już łaziła po brzuchu Błażejowi, roznosiła garnki po całym mieszkaniu, robiła siku do ubikacji i była mocno zaabsorbowana nowym otoczeniem i ludźmi. Trzymała się dzielnie do około 22 czy trochę dłużej kiedy to po umyciu zębów i przytuleniu do mnie momentalnie zasnęła. Spała jak mały mopsik, a my razem z nią, bo łóżko było wygodne ;-)

a tak wygladałyśmy rano ;-)


śniadanko. Nie liczyłam, ale mogłoby się równać z Wigilią pod względem ilości dań ;-)

Błażej wstał pierwszy i od rana ...sprawdzał zeszyty... a potem robił śnaidanie..... a potem nas zabawiał, oprowadzał i ....tak do wieczora...
 po drodze na festyn

byliśmy w Queen's Parku na festynie. Ida bardzo chciała skakć na tych gumach, więc chyba z 25 minut stałam dla niej w kolejce ;-)_

a potem byliśmy na wyścigach. ...prawie Ascot...prawie konie....;-) \widać Wojta z Idą i Błażeja w tłumie\
 wyścig fretek. Chciałam obstawiać, ale dobrze, że tego nie zrobiłam, bo nasza faworytka nawet nie ukończyła wyścigu hihi

Po obejściu straganów spoczeliśmy na trawie...na kawie. Piliśmy, gadaliśmy, a Ida pochłonięta była zabawą kupionymi chwilkę wcześniej czaritasowymi klockami Duplo (cały wór za 10Ł)









Po powrocie do mieszkania Błażeja jedliśmy pizzę i gadaliśmy i robiło się coraz później i później.


wróciliśmy do naszej wiochy baaardzo późno. Biedny Błażej pewnie odreagowywał naszą wizytę kolejny tydzień ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz