czwartek, 18 września 2014

"Ziupa z łokłatek Łafała, mamo?"

Przyjechałyśmy tu niemal bez zabawek. Na początku była Agatka z mnóstwem swoich zabawek i gadżetów. Potem Bale, więc nie było czasu na nudę. Ostatnio jednak odczułam, że Ida nie ma za bardzo co robić w domu. Mamy domino, ale ileż można...

a zatem... 

- zakupiłyśmy w funciaku farby


 Ida uczy sie fizyki hihih

równie dużo radości jak malowanie dostarcza jej brudzenie wody, wymienianie wody, wylewanie wody, wycieranie i sprzatanie po

"Ida umyje pendzielki, tak?"


- wykorzystałyśmy starą sznurówkę i drewniane klamerki (prezent dla cioci Asi)

  ubiór ma trochę "nie teges" ale byłyśmy tego dnia w szkole na rytmice i Ida bardzo chciała założyć sukienkę do tańczenia, a jako, że ma tu tylko letnie sukienki... musiałam ją ubrać na cebulkę



- wycinam obrazki z gazet, ulotek i katalogów i Ida sobie przykleja na kartki
- grałyśmy w kregle starymi butelkami i znalezioną przez Bali piłką
- rozpoczął sie nowy rok szkolny, a wraz z nim szkoły, więc chodzimy na zajęcia
- chadzamy do biblioteki
- uzupełniliśmy zapas książek i klocków na tutejszych "handlach"

i to wszystko prawie za darmo!

Ale to nie wszystko. Tydzień temu Wojto miał jechać na duże zakupy. Nie pojechał do dziś, więc ostatnie kilka dni jestem zmuszona gotować z niczego. Była juz zupa z proszku, spagetti z proszku, przeterminowane tortelini z Biedronki, a wczoraj naleśniki. Akurat naleśniory wyszły mi jak talala i Ida się nimi zajadała. Żurkiem z proszku też, a właściwie wyżerała sobie, a potem i nam kiełbaskę ;-) Dzis wygrzebałam resztki kapusty łazankowej od mamy i się tym zajadaliśmy, ale jutro to już chyba zupę z gwoździa będę musiała zrobić. Właściwie... mamy tu słoik uzbieranych dla Bala śrubek, z tego byłby nawet gulasz!

"Idzie daj kiełbaskę tato!"


fryzura by Ida M.




"Ida lubi naleśniki"




Dziś też byłyśmy w szkole i na drogę powrotną wzięłam jej jednego naleśniora z wczoraj. Wcinała aż jej się uszy trzęsły, a jak już miała ostatni kawałeczek w łapce to jej upadł na ziemię.... ale był ryk ;-(

A tak w ogóle to po wyjeździe Bali nasze dni są w mierę regularne, więc wróciłam do intensywnego pilnowania sikania. Znów było przesiadywanie godzinami na nocniku, zasikane ciuchy, podłoga, kanapa... niestety, choć starałam się pamiętać o pozytywnym nastawieniu i że dziecku nie można okazać złości i pozytywnie je wspierać i inne bla bla bla to przyznam szczerze, że kilka razy zdarzyło mi się dostać szału. Krzyczałam jak głupia i Ida się mnie wtedy autentycznie bała - zresztą sama siebie się bałam, bo rzadko zdarza mi sie taki szał. Po dwóch czy trzech takich sytuacjach stwierdziłam, że tak dalej być nie może. Majty poszły w odstawkę, nocnik szpurnęłam w kąt, a na pupę Idy wróciły pieluchy. Kupiłyśmy w funciaku podkładkę na kibelek, czytałyśmy książke o sikaniu w ubikacji i spłukiwaniu (mamy taką książkę z odgłosem spłukiwania - carboot 30p), wymyśliłam bajkę o smutnych majtkach i zaczęłam sadzać Idę na ubikacji zaraz po obudzeniu i potem w miarę rozsądnych odstępach, ale tylko na chwilę. Jak się opiera to liczę do piętnastu (przy okazji nauka liczenia po polsku i angielsku hihi), czasem się uda zagadać i siedzi dłużej, ale bez przesady. No i.... jest efekt. Po nocy pielucha jest sucha, siku od razu do ubikacji, jak dobrze zaczniemy dzień to potem z pozostałymi sikaniami udaje mi się trafiać i bywały nawet 3-4 dni, że pielucha pozostawała sucha. Jak już raz przegapię porę na sikanie to potem Ida już siura w pieluchę, ale staram się nie przegapiać. Zdarzyło się dwa razy, że mnie wołała bo chciała kupę - mówi, że boli ją wtedy pupa, w sumie dlatego mnie woła.Kolejny krok milowy to fakt, że załatwia się w innych miejscach niż dom - np w szkole, gdzie do tej pory nawet nie chciała myć rąk, bo przy wejściu włącza się głośny wiatrak i się go bała. Teraz już z radoscią tam sika. A dziś to już w ogóle mnie zaskoczyła, bo przejeżdżałysmy obok miejskiego szaletu, w którym chyba w kwietniu byłyśmy raz jeden jedyny, zakończony mega płaczem, bo ktoś w czasie naszego pobytu uruchomił suszarkę do rąk i Ida się jej strasznie wystraszyła. Od tamtej pory za każdym razem jak tamtąd przechodziłyśmy mówila "Ida się boiła". A dziś mijając to miejsce usłyszałam "Ida chce tam siku". Zatrzymałam się z wrażenia i trzy razy jej pytałam czy na pewno? Twierdziła, że tak, więc wjechałam, zdjełam jej pieluchę.... i zaczęła sikać zanim ją posadziłam na kibelku. Jestem z niej bardzo dumna! Jak byłyśmy u Błażeja to też mówiła, że chce siku, nawet powiedziała, że chce kupę, ale chyba głównie dlatego, że bardzo ciagnęło ją do spłuczki, która jej się wybitnie podobała ;-) W każdym razie nie naklejki, nie owacje, nie ciągłe sadzanie, nie łazenie w posikanych ciuchach... ten sposób wydaje się dla Idy (i dla mnie...) lepszy. Mniej stresów, mniej nerwów, zero krzyków, zero posikanych podłóg, mniej prania, minimalne zużycie pieluch.... i pozytywna energia ;-)

2 komentarze:

  1. Tylko żeby Was w drodze powrotnej przez te łokłatki nie zamknęli na granicy za nielegalny hurtowy handel złomem :P

    p.s. A co się Wojtkowi stało? Było jakieś SPA, czy po prostu od nas odpoczął? :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Ida bedzie swietnie wieszala pranie :-)

    OdpowiedzUsuń