wtorek, 25 września 2012

Gnijące z lenistwa w Gliwicach

U mamy spało nam się supeancko. W nocy kilka razy sie przebudzałam i włączałam lub wyłączałam grzejnik, ale ogólnie rzecz biorąc ... wstałyśmy po 11. W kuchni wylądowałyśmy dopiero...
hihihihi. Idulinie bardzo się podobało w "nowym" miejscu. Smakowało jej niemal wszystko :-)

Najpierw zjadłam michę serka z rzodkiewką a dopiero potem dopuściłam do korytka Idę :-) Pochłonęła cały słoiczek marchewki z jabłkami. Cały ...poza jedną łyżeczką, która po jej kichnięciu wylądowała na wszsytkich płaszczyznach w promieniu kilku metrów :-)
Potem poszłyśmy na spacer, świeciło śliczne słońce. Poszłyśmy sobie spokojnie do miasta ponieważ tam, pod gabinetem zostawiłam samochód.


Przeszłyśmy sobie przez Zwycięstwa i zauważyłam dwie rzeczy (hmm... właściwie widziałam ich wiele, ale od dwóch wspomnę hihihi). Po pierwsze ulicami spacerują tłumy ludzi. Dlaczego nie są w szkole? Albo w pracy? Rozumiem że JA spaceruję (hihih) ale reszta?



Po drugie... poznajesz?

kiedyś, niedawno, to miejsce nazywało sie inaczej. Bardziej kusząco. Moja noga juz tam nie postanie. Victoria - to brzmi jak salon kosmetyczny albo klub go-go :-(

Nic to, jest wiele innych, fajnych miejsc, w które możesz mnie zabierać na randki hihihi

Poszłyśmy na pl. Piłsudskiego, sprawdziłąm czy z samochodem wszytsko ok i ze spokojem się rozejrzałam. Jaka jesień jest piękna! Kolorowo, ciepło.... Siadłyśmy sobie koło fontanny i cieszyłyśmy się tym wrześniowym słoneczkiem. Woda szumiała, pryskała, Ida się zachwycała... normalnie żyć nie umierać.

















 Zdjęcia znów nie najlepsze, ale za to fajnie nam się siedziało. Ta fontanna jest czadowa! Woda płynie, skacze, podświetla sie co chwilę inaczej, więc można patrzeć i patrzeć. Pewnie latem siedzą tam tłumy, bo wieje miły chłodek.
Siedząc tam i nigdzie się nie spiesząc miałam refleksję, że chciałabym być bogatą bezrobotną. Siedziałabym wtedy przy fontananch, wylegiwała sie na trawie, chodziła na czekoladę lub jakieś pyszności do knajpek. Nie zrozum mnie źle, ale fakt, ze Ciebie nie ma też trochę zmienia moje dni - nie myślę o tym co na obiad ani żeby być w domu na okresloną godzinę, idę gdzie chcę, robię co chcę, nigdzie się nie spieszę... Na chwilę to jest fajne, ale i tak nie mogę się doczekać przyszłego wtorku (no dobra, nie wtorku, bo cały dzień będę się bała lotu, powiedzmy że środy ).









 Nie wiem o co kaman, ale przesuwa mi się tekst nie tak jakbym tego chciala, wrrr.
 








Wróciłyśmy do domu ...tzn do mamy i Ida przyglądała się jak się robi naleśniki. Niech się uczy od Mistrzyni, bo ja jej na pewno tego nie nauczę hihihihi Potem te naleśniki wcinałyśmy...
A niektórzy mówią, że mieszkanie u rodziców jest niefajne. Ja z chęcią przebywałam znów na garnuszku u mamy. A raczej na patelni hihihihi





 Potem poszłyśmy na spacer z psem - oczywiście ta wredna małpa łaziła prawa-lewa-prawa-lewa, więc co chwilę w niego wjeżdzałam a smycz wkręcałą się w kółka.
Iducha zasnęła, a Oskar odmówił dłuższego spacerowania, więc do lasu poszłysmy bez niego, ale za to z mamą.
Było fajnie, ani gorąco ani zimno, tak przyjemnie, kolorowo...
Ku mojemu zdziwieniu spotkałyśmy tam Soblówkową Jolę - a przecież o tej porze powinni być już na Wyspie! Okazało się, że ponownie przebukowali prom, tym razem na piątek i tym razem ostatecznie, bo Darek ma się od poniedziałku zgłosić do pracy! Do trzech razy sztuka :-) Szkoda, ze nie cyknęłam fotki. Staram sie wszędzie chodzić z aparatem i pstrykać, ale w tym przypadku o tym nie pomyślałam.

Po długim spacerze poszłyśmy do Zająców. W końcu wujek i ciocia poznali Idę!
Idzie się bardzo podobał wujek a policzyłam, że jest starszy od niej 216 razy!

Była już 19.10 i zdecydowałam, że nie wracam do domu hihihi Zostałam na drugą noc u mamy. Ida poszła spać jak aniołek, a my zasiadłyśmy w kuchni przy komputerach. Mama sobie spawdzała pocztę a ja kopiowałam dzisiejsze zdjecia, aż w końcu się tak złożyło, że obie byłyśmy na facebooku i pisałyśmy do siebie komentarze!
Niezłe jaja, co? :-)

I tak oto minął kolejny dzień. My tu się bawimy a Ty biedaku pracujesz i pracujesz :-(

Czeka mnie jeszcze dzisiaj mycie w zimnej łazience (brrr), opatrzenie ran (fuuuj) i suszenie włosów zabytkiem :-)

Dni tej tęsknoty był cały worek
tymczasem minął ostatni wtorek
a kiedy do snu się w końcu położę
o jeden dzień będzie mniej we worze :-)





1 komentarz:

  1. kurcze, tak fajnie i dużo piszesz....W ogóle nie dzwonie teraz, bo wszystko wiem...ASia

    OdpowiedzUsuń