środa, 19 września 2012

Pierwszy dzień, ale jaki pracowity!

Wczoraj wrajając z lotniska Iducha zasnęła zaraz po wyjechaniu z parkingu. Była wykończona darciem się przez pół drogi NA lotnisko... Wracałam powoli, wyprzedzały mnie nawet ciężarówki :-) Zaniosłam Ide w foteliku do domu... nie obudziłą się, uff... Otworzyłam okno, zrobiło sie chłodno, więc bez rozbierania zostawiłam ją w foteliku i jadłam...oglądałąm TV... w końcu położyłam sie do wyra...a ona nadal lulała! Obudziła się dopiero o 3.13! Przebrałam ją, nakarmiłam, położyłam do wyrka, chwilę sobie gadała i zasnęła. Rano ją zabrałam do siebie i się przewracałyśmu do około 8. Potem powoli, powoli zebrałyśmy się i pojechałysmy na badanie krwi. Niestety, za pierwszym razem pani nie trafiła i musiała kuć dwa razu. Mimo wszsytko Ida była dzielna. Potem pojechałyśmy na 4p po wypis - był "nasz" lekarz - jak zawsze uśmiechnięty i rozgadany (cha cha chaaa), jejku, z suchego pnia można wycisnąć więcej życia niż z tego gościa.
Potem miałyśmy jechać do Kingi, ale chciałąm się upewnic czy plan aktualny, ale ona nie odbirała telefonu. Wróciłyśmy do odmu, miałam nadzieję, że Ida pośpi w foteliku, a ja w końcu sie do Kingi dodzwonie i pojedziemy. Hm.... Kindzior milczał a Ida... no a jakże by inaczej! otworzyła gały niemal od razu! 

Z wizyty u Kindziora nic nie wyszło, więc odczekałam trochę i pojechałysmy do Gliwic. lało jak z cebra, było pełno kałuzy i zimno - dla mnie bomba! Iducha w wózku pod folią, ja z parasolką i pospacerowałysmy sobie. Najpierw do UM po odbiór dowodu Idy. Jak zobaczyłam ten dokumant ze zdjęciem bobasa to się roześmiałam - dosyć zabawny widok :-)
Potem podreptałyśmy do...NFZtu. Była 14.50 i ku mojemu zaskoczeniu byłam chyba siódma albo ósma w kolejce. Po 35 minutach przyszła moja kolej i sie zaczęło... brakuje druczka ZUS ZCNA bla bla bla, moja Remua nieaktualna, wypisałam nie taki kolor wniosku, upowaznienie mam nie na takim druczku jaki powinno byc, druk A1 to skan a nie oryginał (skapneła się spryciara!), daty na wnioskach nieaktualne..... Na szczęście 25 minut póżniej wyszłam z ... gotowymi kartami!!!

Po tym sukcesie pojechałysmy do Tesco. Kupiłam kilka słoiczków dla Idy, obeszłąm sklep dwa razy w poszukiwaniu walizek i nie znalazłam, więc skierowałam się do kasy. Po drodze spotkałam ludzi, którzy jechali do kasy z ... walizka na kółkach. Powiedzieli mi gdzie są i jak dotarłam w ten zaułek to aż jęknełam. Kilka półek i cała wyspa w walizkach! Oczywiście, zgodnie z prawem Murphiego Ida zaczęła marudzić. Miała w sumie prawo, bo dawno nie jadła, ale ja tak bardzo chciałam obejrzeć te walizki i mieć to z głowy. Nie mogłam szybko wyjść, bo miałam pod wózkiem zakupy. Nie mogłam jej nakarmić w sklepie, bo jak? No to wózek w rękę, Ida NA rękę i heja! Oglądałam, jeżdziłam i byłam załamana - albo były małe, albo miały plastikowe kółka, albo te kółka za bardzo wystawały, albo nie potrafiłam ich podnieść, albo były brzydkie... wrrr W końcu znalazłam taką, że mi się oczka zaświeciły. Ale nie miała ceny, musiałam ją sprawdzić... Tylko jak iść z wózkiem dziecięcym, dzieckiem na reku i walizką? Skoro dziecko nie chciało jechać w wózkuto pojechała walizka. Chyba miała przystępną cenę (były wyprzedaże) i kupiłam ją żeby juz mieć to z głowy. ...Tylko jakas taka pełna :-)


Ładna, prawda?



Po Tesco zajechałam do Wierzb, przyjęli mnie na kawę i miło spędziłyśmy tam wieczór.
Po powrocie do domu musialam się nagimnastykować, ale udało sie Malutką nakarmić, nafaszerować witaminami, wykąpać, ululać (zasnęła sama po chwili wiercenia się w wyrku, zakwękała tylko raz jak jej obie nogi wypadły przez barierki hihihi), potem umyłam naczynia, odgruzowałam troche mieszkanie (Wojtoooo, bez Ciebie panuje tu chaos!), zagrzałam sobie jedzenie i teraz oto zasiadłam przed kompem. Ufff.... Zanim zasnęła dałam jej schłodzonego gryzaka - podobało jej się! 




... i tak oto dzień dobiega końca. Idula lula, w jej ślady wnet idzie Martula. I niech się nie martwi Wojtula, bo wirtualnie go żonka przytula :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz