piątek, 21 września 2012

Dobre wieści!

Iducha obudziła się w wyśmienitym humorze, beblała, charczała, gruchała, ale niestety ta sielanka długo trwać nie mogła, bo trzeba się było zbierać do hematologa. Ubrałam dziś pierwszy raz od dawna korale i Ida była zachwyona - wolała bawić sie nimi zamiast jeść hihihi

Pogoda była dziś lepsza tzn nie padało, ale było dosyć chłodno. Oczywiście zbierałyśmy się stanowczo za długo, auto miałam zaparkowane "na obcym terenie" i niosłam osobno Idę i osobno fotelik, bo było mi za ciężko (starość nie radość...). Spotkałam Ewę i  dziękowała za kartkę z wakacji tylko mówiła, że trochę xle zadresowałam, jej córka ma na imię Zuzia a nie Zosia ...albo Zosia a nie Zuzia - właśnie było mi tak głupo, że od razu zaczęłam ją przepraszać i nie zapamiętałam jak w końcu to imię brzmi!! Jak spojrzałam na zegarek to dostałam przyspieszenia rakietowego i do samego szpitala niemal biegłam. Już na moście koło belki zaczelo mi sie robić słabo a jak wjechałam na oddział to miałam mroczki przed oczami. Ale byłam minutę przed czasem!! Hm... tylko co z tego jak lekarka przyszła spóźniona o 25 minut a my weszłyśmy jako trzecie a nie pierwsze jak to zwykle bywało. Nieważne. Najwazniejsze, ze wyniki Iduli sa w porządku, AFP nadal znacznie podwyższone, ale niższe niż dwa tygodnie temu więc uffff. Pozostałe wyniki w porządeczku, więc z radością usłyszałam, ze KONIEC z kwasem, żelazem i furaginą! Zostały już tylko witaminki!!! Ale czad, co? Jak to będzie nie zgniatać tych wszystkich tableek i nie wciskać jej do dzioba? Myslę, że cudnie! :-)
W szpitalu musiałyśmy się trochę nabiegać za ustaleniem terminu następnej wizyty, umówic usg, zdobyć skierowanie... ale wszystko się udało. Jak byłyśmy na oddziale na 4p, siedziałam na kanapie i czekałam na skierowanie to mijał mnie tato Krzysia, tego co miał mieć usuniętą nerkę. Pamiętasz? wychodzili wtedy co my zeby pojechac na operację do Katowic, jego mama miała taka krzywa, asymetryczną fryzurę? Pytał mnie co u nas słychać, więc powiedziałam, że dobrze, że my na szczęście tu tylko na chwilę i zapytałam "a wy nie?". Tylko pokręcił głową a ja bałam się zapytać jak się udała (CZY się udała!) ta operacja. Buuuu, biedni....

tu Ida cierpliwie znosi ping-ponga między gabinetami i okienkami :-)

Wracając ze szpitala Ida zasnęła, więc pospacerowałam jeszcze pod blokiem i wróciłyśmy dopiero jak się przebudzała. Zaserwowałam jej na obiad ziemniaczki ze szpinakiem. Zjadłą pół słoiczka, ale nie chciała sama otwierać dzioba. Musiałam jej łyżeczką rozszczelniać i trochę wciskać -nie broniła się i jak ju łyżeczka była w środku to jadła ze smakiem, ale uparciuch sam paszczy otwierać nie chciał :-)

Po obiedzie (hahaha) odtransportowałam ją do wyra gdzie slimptała stopy i gapiła się na akruzelkę a ja myk myk, zrobiłam sobie kurczaka i warzywka i jeszcze poszłam się wykąpać. Udało się, ale suszenie włosów juz mi nie wyszło bo się rozkwękoliła. Za karę wziełam ją do łazienki i musiała patrzeć i słuchać jak się suszy włosy - podobało jej się!


Ok 16 zebrałyśmy się do samochodu i fru! do mamy. Mamy nie było (Oskar, biedronka,... te sprawy.. :-)  ) więc czekałysmy na podwórku. Ida ślicznie lulała w aucie... do czasu gdy zadzwonił Darek ;-) Nie no.. nie była taka zła, dała nam chwilkę pogadać. Darek mówił, że mają na jutro wykupiony rejs promem, ale jeszcze nie są spakowani, on w Soblówce... czarno to widzę, ale trzymam kciuki ;-) Jak już mama wróciła i wsiadła do auta to Ida włączyłą tryb "ryczę i piszczę" i tak do samego pl. piłsudskiego. Ja poszłam do chirurga, a mama z nią w wózku, niczym na sygnale poszła na spacer. Niestety u lekarza była ponad godzinna obsuwa, więc się naczekałam. No a, że kolejka była... to jak usłyszałam cenę zabiegu to myślałam, ze padnę :-( Strasznie mi szkoda kasy, ale z drugiej strony dawno już powinnam to wyciąć i boję się dłużej czekać. Jutro siądę na telefonie i poszukam tańszego chirurga, ale watpię, watpię...
\\ w poczekalni siedział sobie taki siwiuteńki dziadzio, strasznie był podobny do mojego Taty, tylko tak 20 czy nawet 30 lat starszego. Dziwne, smutne uczucie :-(( \\
POniewaz Ida w aucie gapiła sie na mamę zamist jeść to weszłyśmy jeszce u ammy na kawę. Ona tam płakała, piszczała, jeść znów nie chciała, bo tyle było rzecy ciekawszych ... Dostała porcję cudnych ciuszków od babci i kupę gryzaków, zabawek... obłowiła się, że hej!
Oskar aż sie prosił zeby zrobić z niego rumaka, więc babki spróbowały.....


















 Niestety Oskardziowi się to nie spodobao, o czym od razu biedna Klusia się przekonała - zobacz:
nie wiem czy dobrze sie przyjrzałeś? Co Oskar zrobił Pysi? Nagle zapłakała - bardzo krótko, ale jednak czegoś się przestraszyła. Obie z mamą stwierdziłyśmy, że na pewno Oskar jej niczego nie zrobił, ale jak sobie powiększyłam zdjęcie......
to się okazało, że Oskardzio jest wredziolem. Dobrze, że jej mocno nie dzaibnął a na niej to szczególnego wrażenia nie zrobiło...
Wypiłam kawę, zjadłam kilka ciasteczek misiów (tych co mi przyniosłes do szpitala od mamy, pamiętasz? po 5 miesiącach mama je odgrzebała z jakiejś szafki hihihihih) i pojechałyśmy do domu. Tam, po przebraniu, ponownym obślimptaniu stóp, sesji z karuzelką i pogapieniu się na pszczółkę poszła lulać.
A ja.... popisałam z Tobą smsy i KUPIŁAM BILETY!!!!!! Lecimy za niecałe dwa tygodnie!! Z jednej strony się cieszę, ale z drugiej bojęęęęę.
Podpytałam Błażeja - w GB jest mąka ziemniaczana pod nazwą "starch" wiec możesz się rozejrzeć. Tanie połączenia z komórkami w PL mają sieci O2 i gif gaf czy jakoś tak.

Teraz juz jest b. późno ale chciałam jeszcze przygotować zdjecia z wakacji, bo jedziemy jutro do Ani. Mam tez nadzieje, ze jutro uda nam sie dostać na szczepienie do pediatry.... trzymaj kciuki żeby Pysi nie bolało bardzo.
Dobranoc nasz Pracusiu kochany, buziaki od Idy i jej mamy! :-))))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz