czwartek, 5 czerwca 2014

Dzień Dzieci

W niedzielę wybraliśmy się na podwójną wycieczkę: do Maidstone, gdzie przeszliśmy się po mieście, prawie znalazłam buty na wesele, oglądaliśmy stary kosciół i kawałek jakiegoś zamku oraz barki i kaczki na rzece, a potem pojechaliśmy do tamtejszego parku, w którym jest chyba wszystko...
- plac zabaw
- wesołe miasteczko
- woda z kaczkami
- modele łodzi
- prawdziwe kajaki, rowerki wodne i żaglówki do popływania
- ścieżki do jazdy na rolkach i innych kółkowatych pojazdach
- kawiarnia i lodziarnie
- mnóstwo powierzchni trawiastej, na której zrobiliśmy sobie piknik:










- mini tory na mini-ciufcie. te ciufcie to modele zbudowane przez entuzjazmów, są prawdziwymi parowozami! Panowie wsypują do nich małymi łopatkami węgielki, dolewają wody, mają "kierownicę", różne zegary wskaźnikowe, a przed otwarciem lini dla pasażerów długo te swoje maszyny oliwili, czyścili, wozili i głaskali...



jechaliśmy z zawrotną predkością ok 7 km/h ale na zakrętach autentycznie bałam się, że wyskoczymy z torów. Frajda jak nie wiem... ;-)

...rozstaw szyn 82 mm :-)

w warsztacie


Kiedy Wojto powiedział, że musimy częściej robić sobie pikniki, a potem dodał, że przydałby się do nich specjalny koc z nieprzemakalnym spodem pomyślałam sobie "o-oooł, zaraz się zacznie: ...i kosz z piknikowymi naczyniami, i mini grill, i rozkladany stolik z siedzeniami, i....".  Potem pomyślałam sobie "co by wymyslił Rafał B. na taki piknik?" Bo wiedzieć musicie Czytacze, że Rafał ma w swoim garażu chyba WSZYSTKO ;-)

Nie długo potem zobaczyliśmy takich własnie wypasionych piknikowiczów:
rozkładany namiot, krzesła, stolik, grill, osiemnaście potraw i drinków, laptop, piłki, paletki, kule do grania w kule....

a to zdjęcie z drogi nad morze. Po szaleństwach w Maidstone Ida potrzebowała drzemki, więc zaliczyła ją w aucie po drodze do Herny Bay - uroczej nadmorskiej mieściny.

Zdjecie może nie jest powalajace, ale zrobiłam je zastanawiając sie jak koń ma wejść i wyjść przez takie drzwi? hihihi)

Niestety, chyba na skutek zalania aparatu kawą już nie mamy czym robić zdjęć ;-( Zalanie było znikome, ale aparat całkowicie odmówił posłuszeństwa i z dalszej wyprawy nie mamy fot. A było tak pięknie i romantycznie i nadmorsko.... :-(

Mam andzieję, ze nasz aparat da się naprawić, znacie jakiś sensowny serwis w Gliwicach lub okolicach?!

2 komentarze:

  1. To wcale nie jest prawda, że mam wszystko w garażu... Nie mam tam np. bałaganu :P
    A na pikniku najważniejsza jest siekiera (jak największa) i latarka z wbudowanym radiem :D
    p.s. Zawsze wiedziałem że kawa to złooooooo!

    OdpowiedzUsuń
  2. Piknik fajna rzecz. A latarka to musi być ekologiczna, z korbką. Ciufy...czadowe :-). U nas Dzień dziecka częściowo w markecie się odbył, a dopiero potem na powietrzu.
    Do zobaczenia za tydzień :-)

    OdpowiedzUsuń