niedziela, 23 marca 2014

Sie robi ;-)

Cześć Wojto!

Ileż tu się zadziało!!

Mamy już w pokoju pod szafą panele.

Sypialnia i kuchnia pomalowane.

W kuchni panele (uwielbiam je! Podchwyciłam pomysł Karola, aby były na skos i ja jestem zachwycowa, a on zły na siebie, że mi tak doradził, bo się nieźle namęczyli przy tym hihihihi :-)  )

W przedpokoju paneli brakło, więc trochę są ułożone, a trochę nie są :-] skoro powierzchnia wg projektu i powierzchnia rzeczywista na dwóch pomieszczeniach różni się o 3 m2 to ja wolę nie wiedzieć ile naprawdę ma to mieszkanie ;-))) Paneli nie udało się niestety kupić tak na już, będą dopiero około środy.... Musiałam się przeprosić z INTERFLOOREM, bo w żadnym innym sklepie w Gliwicach i Zabrzu nie udało mi się takich paneli znaleźć......

W czwartek długo siedziałam w mieszkaniu (pobiłam rekord - wyszłam o pierwszej w nocy hihi) bo chciałam przed położeniem paneli oszlifować na gotowo doły futryn w przedpokoju. Trochę to trwało.... A potem jeszcze musiałam zdecydowac o sposobie położenia paneli więc porozkładałam sobie kilka w różny sposób żeby zwizualizować....a potem jeszcze grzebałam w wielkim pudle z wtyczkami i pstryczkami aby znaleźć komplet do kuchni za meblami - aby Karol to załozył zanim zastawione to zostanie meblami. Ech... w domu mnie wzięło na słuchanie muzyki przy "kolacji" i zasnęłam w wannie na amen ;-) Obudziłam się 0 3.11 czy jakoś tak i byłam kompletnie nietomna. Rano obudziałam się o 7.59.... wyskoczyłam z łóżka spanikowana, byłam już przy drzwiach do przedpokoju gdy zadzwonił telefon - Karol! Miałam mu przed pracą  (czyli godzinę wcześniej!) zostawic adres interflooru i decyzje jak klasc panele. Ech.... Telefon obudził Idę, zaczęła się na mnei wspinać i jojczeć, a potem, jak ją oddałąm ammaie to płakać... Ale już o 8.27 byłam w pracy, więc chyba i tak nieźle....

Meble ze strychu przewiezione!! Postanowiłam od razu przewieźć stół krzesła, umywalki, kibelki, zlew, piekarnik.... więcpoza 180 paczkami IKEI było jeszcze 100 innych ;-) Pan od ciężarówki stękałi marudził jak ciężko chodzić poschodach i przy wnoszeniu na nasze nowe, 3 piętro zaangażował połowę dzielnicowych "podsklepowych" aby pomogli nosić. Nie podobało mi sie to, bo nie chciałam aby jacyś obcy kręcili nam się po mieszkaniu, ale on zapewniał, że ich zna i za nich ręczy - faktycznie znali się i to chyba nawet dobrze, częśćz nich znała nawet ekipeKarola... świat jest mały. W każdym razie wszytsko byłoby ok,gdyby nie końcówka. Pan przy pierwszym umawianiu się na ten transport podał b.atrakcyjną cenę. Tuż przed ich przyjazdem przygotowałam kwotę dwukrotnie większą z mysla,że dam im więcej kasy bo naprawdę sporo tego łazenia po schodach.... A tymczasem, na koniec,pan powiedział kwotę TRZYKROTNIE większą niż początkowa. Aż mnie zmroziło.... Stwierdził, że koledze, z którym oryginalnie przyjechał płaci 100 zł za wnoszenie, sam tez chce tyle, plus kilka dyszek za transport no i "na flaszkę" dla przypadkowych pomagaczy. Wczesniej mi mówił 50 dla kolegi i dla siebie 30... więc byłzgrzyt. On się zdenerwował, ja się zdenerwowałam i pożegnaliśmy się z niesmakiem. No ale powiedz.... umawia się na jakąś kwotę, a potem ją potraja? Pomijam nawet fakt, że ja sama wniosłam i zniosłam spokojnie 1/4 wszystkich rzeczy, a po schodach wchodziałm więcej razy niż on i nie robiłam sobie przerw na papierosa..... Jak się podejmuje transportu to powinien miec do tego kondycję.... Uprzedzałam, że rzeczy ciężkich jest tylko kilka, reszta lekkaale bardzo bardzo duzo.... To ne moja wina, że się zmęczył bardziej niz podejrzewał?! Ech... żle mi z tym. Sadziłam, że jak im dam więcej kasy to będa zadowoleni a tymczasem oni sa niezadowoleni aja zniesmaczona.... Acha! NIe dałam mu tyle co chciał tylko tyle ile przygotowałam. Miałam mysli żeby mu dzis donieść...ale im dłużejo tym myslę tym bardziej mi ta myslprzechodzi.

W każdym razie sypialnia została zawalona meblami.....

Wieczorem zobaczyłam też pomalowane na szaro ściany w kuchni. Kolor świetny, alekuchnia była jak nora.... nie przejmuj się, bo to tylko chwilowe ;-)

Ponieważ biegałam po schodach z zakurzonymi paczkami milion razy, a potem jeszcze zamiatalam i przenosiłam manele ekipy z pokoju do pokoju żeby zrobić miejsce w sypialni to wyglądałam (mam nadzieję, że również nie pachnialam hihih) jak prosiak. Chciałam się umyc, ale.... woda z kranika nie leciala. Kranik został przeniesiony z kuchni do łazienki żeby paneli nie zalać (moje kochane, skośne panele love love!) i zdziwiona brakiem wody ruszyłam na łowy przyczyny. Pierwsze co przyszło mi do głowy to zakręcony zawór - poszłam zatem do drugiej łazienki, zobaczylam, że faktycznei jest zakręcony, więc go odkręciłam. Usłyszałam szum i plaskanie wody, ale jakoś tak dziwnie.... Zakręciłam więc szybko zawór  powrotem i postanowiłam, że umyję się w domu. Niestety....przechodząc zauważyłam, ze z otworu w ścianie pod piecem...leje się woda. Rszylam z akcją ratunkowa dla biednej ściany, zuzyłam prawie wszytskie chusteczki... a woda nadal się saczyła. Leciała i leciała. Powoli, ale jednak, ściaka rozmakała, plama się robiła coraz większa. Wiedziałam, ze to przez to, ze odkręciłam zawór, i że dużo tej wody nie mogło się wlac, ale po 20 minutach już byłam trochę wydygana co ja narobiłam... i zadzwoniłam do Karola z pytanniem "co robić?!". On mi spokojnie odpowiedział, że woda w końcu przestanie lecieć i tyle. Sama to wiedziałam, ale jakoś nie przestawała i nie przestawała hihihihih

W każdym razie uspokoiłam sie na tyle, że zaczełam się zbierać do domu.Tylko jeszcze  jedna rzecz nie dawała mi spokoju.Czułąm zapach palonego popieru. Łaziłam, wachałąm, ...i w końcu znalazłam. Położyłam chusteczke na lampie haogenowej - i chusteczka zmieniała się powoli lecz sukcesywnie w wegielek. Ech.... prawie potop i prawie pożar to sporo jak na jeden dzień ;-) W sumie nawet dobrze ię złożyło z tymi plagami, bo dzięki temu wyszłam dodomu duzo później niż początkowo chciałam i pod klatką na Wróbla spotkałam... naszą małą Idulę, uśmiechniętą,z gwizdkiem na sznurku na szyi... Były z mamą oglądać pociągi na moście. Mma nie miała komórki, ja nie wzięłam kluczy...wię gdybym przyszła wcześniej o i tak pocałowałabym klamkę.

W sobotę z wrażenia aż mnie skręcalo w brzuchu z nerwów. Po przejściach z panem od transportu wieczór wcześniej bałam się, że jak przyjedzie Pan Strażak to znów coś niespodziewanego wyskoczy.... Byłam w mieszkaniu kilka minut po 8 i ku mojemy zaskoczeniu był tam i Karol i dwóch chłopów, "domalowywali" kuchnię. Zdziwiłam się, bo miało ich nie być w ogóle, a co dopiero malować- ale jak się okazało Karolowi nie podobało się jak krzywo pomalowali i kazał im poprawiać w tempie ekspresowym hihi. Potem pojechali chyba do Chorzowa, bo tam coś b.pilnego mają. Czekalam na Pana Strazaka 48 minut i w tym czasie starałam się opisywać packi numerkami szafek.... było tego mnóóóóstwo. Przyjechał Pan Piotrek z dwoma pomocnikami i od arzu wzeli się do roboty. Nie minęło 15 minut jak już był złożony szkielet jednaj wielkiej szafki ;)

To widok już posegregowanych "kupek". Poza kadrem wielka góra niepoukladanych ;-) Początkowo wyglądało to jak magazyn pudełek ;-D



Chwilę segregowałam z jednym chłopakiem ( ci pomocnicy to chyba jacyś licealiści, ale jeden z nich widać, że już ma doświadczenia w takich montażach) a potem poszłąm do domu żeby zmienić mamę, bo chciała iść "w miasto". Byłam w  domu o 9.30 i nasza mała Klusia już jadła śniadanko. Po śniadaniu zebrałyśmy się, spakowałysmy i poszłyśmy na spacer po dzielni, taka piękna była pogoda! Po krótkim spacerze przyjechała Asia, zabrała Idę i wywiozła na swoją "wieś" a ja wróciłam do mieszkania i zastałam taki oto widok:



Szli jak burza ;-) Z małymi slizgawkami... np z dużego cargo Pan Strażak złozył szafkę z małymi drzwiczkami na dole i dużymi u góry ;-) na szczęście to IKEA, więc jak się znalazły brakujące części (któryś z noszących wieczór wcześniej pomagaczy położył je w innym pokoju) to cargo stało się cargiem ;-)

Panowie ciężko pracowali, dochodziły do mnie ciągle krzyki, z Panem Strażakiem nie ma żartów, gonił tych chłoapaków aż mi ich było żal ;-) Ja sobie spokojnie opalałam futrynę z POKOJU BALICKICH ;-) i tak płynęła godzina za godziną.  W tym dniu chyba pobito rekord w odiedzinach, bo byli tam:

- kompletna ekipa Karola
- znów Karol (na sekundę, ale jednak)
- pan Strazak i dwóch pomagierów
- Olek (zamontował gniazdko. Tylko po co nam ono za szafkami? ;-D )
- mama (moja - chyba ostatni raz była tam w grudniu, więc zaskoczyły ją zmiany, ale na plus ;-) )
- komplet Wierzboli (inspekcja nadzoru budowlanego. Odwieźli mamie Idę, która zasnęła nieprzytomnie w aucie i ... śpi do teraz, a jest obecnie 2.29 w nocy ! Przegonili ją na spacer, karmiła kury, nawoziła ogródek, segregowała tabletki.... nie spała, mało co jadła i padła jak kawka. Nie obudziło ją wypinanie z fotelika, przenoszenie, przebieranie w pizamę.... hihihi)

tak spała w Wierzbowym samochodzie


Wszyscy zgodnie orzekli, że futryny (te zrobione) robią wrażenie (nie wiem jeszcze czy to jakieś umówione za moimi plecami nie jest, bo w ciągu ostatnich kilku dni powiedzieli mi to wszyscy bywający w mieszkaniu - więc jest to mocno podejrzane, ale nie będę dochodzić prawdy, bo potrzebuję pozytywnej motywacji)

Ekipa Strażaka zwinęła się wykończona, zrobili wiecej niż zakładali na pierwszy dzień, ale jeszcze conajmniej jeden dzień tu spedzą, pod koniec tygodnia.

A jeszcze się pochwalę, że Olek mi wytłumaczył jak zamontować gniazdko internetowe i tak mnie kusiło żeby spróbowac, że przed wyjsciem do domu ...spróbowałam - i chyba się udało! ;-) Jestem z siebie bardzo dumna ;-)

PRZED

  PO
 

PRZED (albo raczej w trakcie)
 PO


..... moja kuchnia!!!!!!!


Masz na deser naszą kluseczkę rok temu ;-)


2 komentarze:

  1. Wow ale post. Takiego się nie spodziewałem, w domu wielkie zmiany. Kuchnia podoba mi się bardzo bardzo. Szkoda tylko, że do konca na zdjęciach nie widać paneli na podlodze. Jestem jednak pewny, że podjełaś dobrą decyzję, tak samo jak ze ścianami w kuchni. Wyglądają obłędnie. Tu biała tu szara SUPER. Kochanie jestem z Ciebie bardzo dumny, a panami z przeprowadzki się wogóle nie przejmój. Ja bym im zapłacił tylko tyle na co się umawiał. Wiedział co ma przewieść i gdzie. Bo już tam był. Skoro zaangażował jeszcze kogoś do noszenia to jego interes by im zapłacić a nie Twój. Niech się cieszą, że dostali i tak więcej. co za gość ma szczęście, że mnie tam nie było.
    Dziękuje jeszcze raz za super opis i zdjęcia. KW tylko nie kumam czemu na koniec stare zdjęcie idy :-) ;>

    OdpowiedzUsuń
  2. Potwierdzam w domu ogromne zmiany. Chyba za tydzień to obiad w kuchni będzie można zrobić :-) Czekamy na zaproszenie.... Ogarniasz siostra wszystko jak stary majster i wyga:-)

    OdpowiedzUsuń