środa, 23 stycznia 2013

I can't wait for thursday... :-)

Cześć Wojto!

Po pierwsze dziś wyciągnęłam list ze skrzynki ;-) Bardzo dziękuję, nie wiem ile w niej leżał, bo żadko (albo rzadko) mam wolną rękę, aby otworzyć skrzynkę (..a ile razy to robię to wysyłam wyzwiska pod adresem jej konstruktora!).
Po drugie szkód Idy ciag dalszy:
 któregoś wieczora zasiadłam na fotelu z kawą, posadzona w swoim kąciku Ida grzecznie się czymś bawiła i pomyślałam "jestem w niebie". Po dwóch łykach wydało mi się to jednak zbyt piękne i postanowiłam sprawdzić co takiego zainteresowało naszą Czupryniastą na tyle aby siedzieć na tyłeczku dłuższą chwilę. Siedziała tyłem do mnie, więc po cichu sie zakradłam i zajrzałam jej przez ramionko. Wiesz co ten Potworek obracał w łapkach?! Zgliszcza po bombce! Mamy na choince tylko kilka prawdziwych, szklanych bombek a ona (jak? kiedy?) ściagnęła akurat jedną z nich i (jaaak!?) stłukła i się bawiła tymi połamanymi kawałeczkami. Krew mi odpłynęła z głowy, wziełam ją szybko, ale delikatnie (żeby nie zacisnęła łapek i się nie pokaleczyła) do łazienki, umyłam łapki, a potem poodkurzałam te szkiełka. Nie wiem jak to sie stało, ale równie dziwne jest to, że Ida się w ogóle nie skaleczyła! Może to jest jakiś dziwny rodzaj szkła? W każdym razie poprzewieszałam wszystkie prawdziwe bombki zdala od jej łapek (choinka z dnia na dzień wygląda coraz dziwniej - na górze jest ładna i ma czasem dwie bombki na jednej gałązce, za to na dole światełka poplątane z łańcuchem, bombki nieliczne i chaotyczne, gałązki poodginane i jakoś tak igieł mniej...)

Kapu kąpu...




"Kąpiel kąpielą, ale chyba se mogę trzymać kabelek?"
Fajnie, że mamy tak ciepło w łazience, bo dzięki temu kapiele Idy mogą trwać ile jej się podoba. Najpierw siedzi w siedzisku i się bawi a ja staram się ją po chwili umyć, łącznie z główką. A jak już jest umyta to wyciagam siedzisko (jedną ręką trzymam Idę, która śliska jak śledź w oleju chce wstawać, iść, szarpać za węża, zrzucać butelki albo wychodzić z wanny, a drugą "odessywam" przyssawki z siedziska - jak odessam jedną i przesuwam rękę do następnej to ta odessana się z powrotem przysysa...;-) i tak w kółko). Ostatnio pokazałam jej jak się wyciaga korek (to był strzał w stopę!) i tłumaczyłam prawa fizyki i siłę Coriolisa. Niech się uczy, a co!

A potem trzeba to jakoś posprzątać....
Na załączonym obrazku widać:
1. mata z Lidla spisuje się jak nigdy. Bez niej kąpiel tego piskorza to by była robota na 8 rąk. A tak może sobie sama siedzieć!
2. Kubeczki z IKEI są fajne, jeden chowa się w drugi, mają dziurki przez które kapie pojedyńczy strumyk lub prysznic. Na razie ja mam większa zabawę niż Ida, ale wierzę, że dojrzeje ;-)
3. wycierałam jej oczka po myciu głowy ręczniczkiem malutkim a złośnica go wrzuciła do wody hihih. Teraz jest sztywny jak nie wiem po krochmalu
4. Przewijak jest używany tylko po kąpieli. Po pierwsze NA łóżeczku nie ma prawa bytu, po drugie wystaje jej z niego głowa i nogi hihih a po trzecie pewnie by go załamała ;-D co my z tymi wszystkimi rzeczami będziemy robic? wanienka, karuzelka, przewijak, fotelik, gondola.... chyba czas najwyższy na kolejnego bobaska  ;-DDDDDDD
Tak a propos karuzelki to ona się jednak całkiem nieźle składa - Rafał mi wytłumaczył jak, bo mięli taką samą.
5. Patent Ani Frani sie nie sprawdził w kwestii suszarki mechanicznej i nie-prasowania prania, wiec próbuję kolejny: Asia B. nie prasuje ciuchów tylko je po praniu składa ładnie, one leżą kilka godzin i potem je ładnie rozwiesza. Jak na razie testy wypadają nieźle - niewiele rzeczy zostaje do prasowania ;-) A na resztę przymykam oko hihihi
6. Ida ma kolejne DWA kremy do ciałka. Ja nie wiem które to juz? siódme? ósme? Nie wiem już jak je oznaczać, nazywać, numerować? A tak w ogóle nasza apteczka pęka w szwach. Mały hipohondryk (ona czy ja? hihi).
Jak wiesz w niedzielę rozmawiałam z Anną Cee. Tak się ucieszyłam, że ma małą córeczkę! Ależ czas leci! Kiedy ja ją ostatni raz widziałam? Chyba na tym nieszczęsnym spływie Rudą, z survivalem. Wtedy chyba nawet nie byli zaręczeni, a teraz proszę! Natchnęło mnie i wieczorem zrobiłam kartkę z gratulacjami. Nigdy wcześniej nie wysyłałam nic takiego, a szkoda, bo to bardzo miłe kiedy się dostaje, prawda? Teraz już to wiem i jestem mądrzejsza. Taka dłubaninka, wycinanie, klejenie to jest to co lubię, a jeszcze w dodatku efekt mi sie spodobał ;-) I ekologiczna jest ta kartka. bo z recyklingowałam starą urodzinową hihih

 W środku napisałam cytaty z książeczki, którą pożyczyła nam Asia jak jeszcze byłam w ciąży. Wtedy ją przeczytałam, pooglądałam zdjęcia, ale nic ciekawego jakoś nie przykuło mojej uwagi. Teraz czytałam i się śmiałam, płakałam, wzruszałam, a na widok zdjęć łzy mi ciekły jak głupie. Zupełnie inaczej odbieram to dzisiaj, a zupełnie inaczej wtedy kiedy jeszcze Ida była w brzuchu. Niesamowite, nie sądziłam, że aż tak mi sie w głowie poprzestawia.
Że nie wspomnę o tym jak oglądam "Porodówkę" i ryczę cały odcinek hihihih Przejdzie mi kiedyś?
 No a w związku z Anią to mam taki wielki wyrzut sumienia, że nie pojechałam na jej ślub. Planowałam jechać, nie wiem czy to pamiętasz, ale wtedy dostałam pracę w F. i "prośbę służbową" żeby pójść na 3 dniowe weekendowe szkolenie Odyseji Umysłu. Mówiłam, że mam ślub koelżanki, a Dyr mi suszyła głowe, że to takie ważne szkolenie, że jej pracownicy powinni, że to ostatnia taka szansa... No i głupia poszłam na szkolenie,. Razem ze mną szkoliła się pani Prezes, więc nawet nie miałam jak potajemnie "zwiać". I bardzo tego żałuję. Szkolenie do niczego ważnego mi się tak naprawde nie przydało, a do dziś mi przykro, że nie byłam na tym ślubie. I pluję sobie w brodę za brak asertywności! Ania była u nas, pamiętasz? Chciało jej się chyba nawet pociągiem przyjechać.... Buuu, szkoda, że takich sytuacji nie da się cofnąć. I kilka razy jak organizowała "spotkanie" naszej grupy ze studiów to musiałam odmówić bo"coś tam". I rok temu, jak u siebie organizowała spotkanie z noclegiem, tak strasznie chciałam pojechać, tak się cieszyłam ... i wtedy się rozchorowałam, poszłam na L4 i lekarz kazał mi siedzieć w domu. Pamiętasz? Byłam chyba w 5 miesiącu ciąży i wszyscy mi powtarzali, że powinnam uważać, nie bagatelizować... więc nie pojechałam. A druga taka okazja sie nie trafi - teraz to się bedziemy jedynie na kinderbale umawiać, a nie postudenckie pogduchy.
No trudno. Jest jak jest i należy wyciagnąć z tego wnioski na przyszłość.

W poniedziałek kończyłam pakowanie prezentów dla Babć. Jak wiesz laurki zamówiłam w sklepiku Jacka (na kreskę! wstyd!) a dla Twojej mamy miałam ramkę ze zdjeciem, dla mojej same zdjęcia i herbatnik do kawy ;-) jeden!!!

Tak Idunia mi pomagała - dwie sekundy po posdzeniu w krzesełku, które dotransportował dzień wcześniej Rafał  wylała moją herbate, ładny zaciek?

 i ta mina pt "..ale o co chodzi?"

A to to ciastko dla mojej mamy. Oblazły je robale hihihihih. Ciastko robiłam sama, żeby nie było!
 Pojechałysmy, zasnęła, wiec jeździłam daleko daleko żeby miała czas pospać, zajechałam do Filo, oddałam L4, pojechałam do mam. Twojej nie było, wiec poszłam do mojej...no i co tam robiłam to ci opowiadałam. Tak Ida była wystrojona. Pulowerek od siostry Rafała, jest boski, ale niestety wyziera spod niego bebech ;-) Opaska od Asi ;-)



 Wiesz jak śmiesznie Ida wygląda na rękach Twojej mamy? Jest przy niej taka długa! ...ma ponad połowę wzrosty Twojej mamy!

 Dzisiaj robiłysmy laurki dla Dziadziów. Idusia baaaaardzo mi pomagała....


 "coś nie tak?"


Pojechałyśmy do GL, zaparkowałam pod Biedronką, zrobiłyśmy zakupy, potem pognałam na cmentarz. Bałam się że go zamkną, bo już było ciemno , ale na szczęście się udało. Pędem odwiedziłyśmy obu Dziadków, zapaliłyśmy znicze, zostawiłyśmy laurki (myślisz, że znikną? ;-)  ), lasem wróciłysmy do mamy odebrać coś i z powrotem do auta i do domu. Dwugodzinny spacer na mrozie dobrze nam zrobił. Teraz jest późny wieczór, Ida ładnie (puk puk) śpi a ja zamiast sprzątać, gotować, piec, wygładzać czerwony dywan ...siedzę przed kompem.

Ostatnio wpadły mi w oko dwa blogi o chorych dzieciach. Nigdy wcześniej nie czytałam takich rzeczy, wręcz ich unikałam. A teraz nie mogę się oderwać. Krótko Ci opowiem. I chyba juz wiem dlaczego akurat te polubiłam... Małe dziewczynki....
1. OLIWKA Tym, co mnie zatrzymało na jej stronie było zdanie "we wrześniu 2012 trafiliśmy do szpitala z podejrzeniem nowotworu". Aż mnie zmroziło. Ogólnie rzecz biorąc lekarze w PL nie dawali jej szans, więc po poszukiwaniach, zbiórce pieniędzy dzis była drugi raz operowana w Niemczech (chyba na kredyt na razie), wygląda na to, że się udało wyciąć, choć to prawdziwy cud. Oczwiście za operacje rodzice muszą zapłacić sami... króciutki filmik
wiem, wiem, powiesz pewnie, że wiele jest takich dzieci, że trafiają się oszusci... Ale jak będziesz miał chwilę to pooglądaj bloga blog Oliwki/. Strasznie trzymam za nią kciuki, szkoda, że mieszka w Gdyni, bo mogłabym dla niej przekazywać nakrętki.
2. ANTOSIA nie walczy o życie tylko o uratowanie nóżek. Urodziła się miesiąc przed Idą, w tym samym szpitalu w Knurowie, mieszka w Gliwicach i jest ślicznym czupurkiem. Jej rodzice prowdzą zbiórkę na skomplikowane operacje w USA mogące jej uratować niesprawne, biedne nóżki. W PL radzili amputacje, bo nikt nie chciał się podjąć operacji. Niesamowite, ile mogą zrobić ludzie, którym tak strasznie zależy na ukochanym dziecku - ich działania są bardzo intensywne i jakies takie pozytywne, radosne...Antosia

Pamiętasz jak  się czuliśmy po narodzinach jak ta głupia lekarka nas postraszyła, że Ida ma wadę serca? Ja wtedy myślałam, że nie da się bardziej martwić. A wrzesień? Brrr.... Nie potrafię sobie wyobrazić jaki ból mają w sercu rodzice zwłaszcza Oliwki. I jak z tym funkcjonować? Jak nie zwariować? I jakie my mamy szczęście, że te wszystkie dolegliwości Idy nawet te upiedliwe i na poczatku niepokojące to jednak "pryszcz". Sczęściarze z nas!

Ejjj, ejjj Wojto! Kiedy przyjeżdzasz? Jutro?? No co Ty!!! hahahha :-) Czekamy na Ciebie :-))))))))))
Pozdrowienia dla Konia i Pablo. Nie dokuczaj im za bardzo, że Ty masz wolne, a oni nie ;-)

do zobaczenia za 2000 kilometrów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz