środa, 7 listopada 2018

Kilka zasadniczych zasad

Miałam kiedyś taki mini notesik, w którym zapisywałam kody, hasła, piny, wydatki wakacyjne i różne zasady życiowe, którymi jak pokazało doświadczenie warto byłoby się kierować. Z czasem notesik się rozleciał, więc profesjonalnie oplatałam go gumką recepturką, no ale i ta metoda, na dłuższą metę zawiodła i notesik po prostu rozpadł się na kawałki i go już nawet nie potrafię namierzyć.

Zasady, które tam sobie spisałam od czasu do czasu o sobie przypominają, więc niektóre wbiły się do głowy (a czy w czyny - to inna sprawa):


1. Idealne wakacje to max 10 dni w jednym miejscu.


Wielokrotnie przetestowane, wielokrotnie potwierdzone, ale z uporem maniaka jeździmy na 14 ( w porywach 28!) Z jednej strony wakacji nigdy dość, a z drugiej zależy od okoliczności. Po 10 dniach trochę już ciągnie nas do domu, do naszego łóżka, do naszej kanapy, do naszego ulubionego chleba itd. Choć teoretycznie (no właśnie!) są miejsca, w których jest tak fajnie, że moglibyśmy zamieszkać na amen.

2. Tankuj, nie czekaj.


Ile razy mijaliśmy stację benzynową i mówiliśmy "eeee, na nastepnej", a potem okazywało się, że następna była na tyle daleko, że albo docieraliśmy na nią z duszą na ramieniu i oparami w baku, albo trzeba było zjeżdżać gdzieś nie koniecznie po naszej drodze.

3. Jest naparstek* - to go kup.


Podobnie jak ze stacją benzynową - ile razy wybrzydzaliśmy i nie kupowaliśmy pierwszego napotkanego, a potem okazywało się, że i tak musimy wrócić w to samo miejsce, bo gdzie indziej nie ma, albo traciliśmy kupę czasu na wchodzenie do każdego sklepiku z pamiątkami i wypytywanie, tłumaczenie, szukanie itd.

4. Wstawać wcześniej!!!


Pięta achillesowa naszej rodziny. Po prostu dramat. Zamiast wstać, zjeść i iść, to my śpimy, śpimy, a potem się zbieamy i jemy i guzdramy i pakujemy... i jest południe. Tyle już z tego powodu traciliśmy z wyjazdów i wycieczek, a ciągle popełniamy ten sam błąd.
Śnieżka na dwa razy...
Schodzenie z Tarnicy po ciemku (ha! nawet z Magurki schodziliśmy już po ciemku! co prawda w listopadzie, ale mimo wszystko...)
Przegapione ranne atrakcje, okazje, ...
Przespane nie upalne poranki nad morzem/jeziorem...
Właściwie w każdy wolny dzień wiele tracimy gdy długo śpimy, ale jak tu żyć inaczej w dziupli czterech sów?

5. Połowa ciuchów do Chorwacji.


Byliśmy w Chorwacji z pięć razy. Z każdym kolejnym wyjazdem próbowaliśmy zabierać mniej ciuchów, ale i tak zawsze było ich za dużo. Tak ciężko głowie uwierzyć, że przez dwa tygodnie nie będą potrzebne ani długie spodnie, ani kurtka, ani nawet skarpetki...

6. Za darmo nie będzie


Jako dusigrosz czasem nakręcam się żeby coś było taniej, albo wręcz wpadam w panikę gdy policzę ile będzie kosztować np. nocleg albo wyjście gdzieś, usługa, jedzenie w knajpie, jakaś atrakcja. Z drugiej strony przecież rozumiem, że każda z tych rzeczy kosztuje, bo musi coś kosztować i poniżej jakiegoś pułapu zejść się nie da, bo takie są prawa rynku i logiki. Trzeba założyć realistyczny koszt każdej z rzeczy której szukamy/ oczekujemy i nie frustrować się, że to nie jest za darmo. Albo pogodzić się z faktem, że to kosztuje około ileś tam, albo stwierdzić, ze nas nie stać i dać spokój.
Taką sytuację miałam ostatnio z szafą. Wydawało mi się, że to nie jest możliwe żeby szafa kosztowała tyle ile kosztuje. Mijają dwa miesiące odkąd poszukujem szafy, w domu chaos, bo rzeczy dzieci nie ma w co upychać, a ja powoli godzę się z tym, że połowę wypłaty trzeba będzie wydać na szafę (w sumie dwie). Gdybym się z tym pogodziła wcześniej to już dawno szafy by stały, ja miałabym dwa miesiące mniej zamartwiania się, a Wojtek milion godzin zaoszczędzonych na przekopywaniu olx i innych sklepów z szafami.

 7. Zamroź i już


Napisałam czasami, ale zmieniam na: często. Często zdarza mi się, że mam w lodówce coś, z czym jeszcze nie wiem co zrobić. Obecnie jest to np. ciasto francuskie, drożdże, dwie cukinie, kabanosy z jelenia, marchewki, seler, pietruszka i zielona sałata. O ile sałaty nie zamrożę tak całą resztę powinnam od razu wrzucić do zamrażarki, bo im dłużej czekam tym większe prawdopodobieństwo, że się zagapię i ostatecznie będę to musiała wywalić.

8. Jak masz okazję coś zrobić to to zrób.


Trochę związane i z tankowaniem od razu i z kupowaniem naparstka bez zbędnego wybrzydzania, ale to o większych rzeczach. Gdy przejeżdżaliśmy kiedyś w okolicach Parku Plitvice wahaliśmy się czy do niego wstąpić. Nie mieliśmy noclegu, byliśmy zmęczeni, właściwie już wracaliśmy do domu. Myśleliśmy "eee, przy następnej okazji". Całe szczęście, że jednak się zdecydowaliśmy! Nie dość, że z tą wycieczką wiąże się fajne wspomnienie (spaliśmy w aucie, jak się okazało na jakimś głównym miejskim skwerku) to jeszcze tak się nasze wyjazdy do Chorwacji w kolejnych latach układały, że ani razu nie byliśmy ponownie w tamtych okolicach. Gdybyśmy wtedy tego nie zrobili to nie widzielibyśmy Plitvic do dzisiaj, a dla mnie było to najpiękniejsze miejsce jakie kiedykolwiek widziałam.
Przejeżdżaliśmy przez Wiedeń - zatrzymaliśmy się dosłownie na parę godzin. Minęło chyba 10 lat a taka wyprawa się nie powtórzyła. Jasne, nie z-wiedziliśmy go, tylko od-wiedziliśmy, ale widziałam pandę (nawet się popłakałam ze wruszenia), kupiliśmy pamiąkowe czekoladki, przeszliśmy się po starówce. Tyle naszego.
W podobny sposób w tym roku udało nam się zobaczyć Bieszczady. Nie było zaplanowane, nie było dopięte, daleko od ideału, ale wykorzystaliśmy okazję. I Bieszczady odhaczone.

Nie wszyscy tak mają, ale ja lubię czekać na coś, być w stanie oczekiwania (dlatego uwielbiałam być w ciąży hihi). To samo dotyczy marzeń. Sama myśl o tym, że kiedyś sie spełnią, że kiedyś coś zrobię, wyobrażanie sobie tego momentu sprawia mi ogromną radość. Czasem chyba jednak trochę z tym czekaniem przesadzam - w kolejce wciąż te same, nie spełnione marzenia, ciągle czekają na odpowiedni moment, idealne warunki, romantyczne okoliczności, albo sama nie wiem na co, a tym czasem, gdyby się one spełniły to zrobiłyby miejsce nowym marzeniom. Poza tym, jak sie czegoś nie zrobi od razu to może już nigdy się tego czegoś nie zrobi. Planowałam pokazać kuzynow Londyn.
Ale nie jesienią...
 ale nie zimą...
 ale jak mi się uzbiera urlop...
 ale jak Błazej się przeprowadzi....
Czekanie na idealne warunki sprawiło, że już nie zwiedzimy razem Londynu i to jest bardzo bolesna lekcja. Nie chcę takich więcej.

8. Pakiet SOS w aucie


Kiedyś postanowiłam, że w aucie na stałe musi zamieszkać butelka z wodą, pudełko wyścielone workiem oraz ręczniki papierowe albo papier toaletowy (zestaw na wymioty, ale i szereg innych nieprzewidzianych atrakcji). Od dawna taki zestaw jeździ z nami, nie pamiętam czy się przydał, natomiast pamiętam ile razy BY się przydał gdy z jakiejś przyczyny w aucie go jednak nie było ;-D W takich tragicznych okolicznościach straciłam mój kapelusz....



...z pewnością przypomną mi się kolejne... będę uzupełniać...

* naparstki pamiątkowe z odwiedzanych miejsc kupujemy dla mojej mamy, która ma już sporą kolekcję: blog Naparstki ze świata

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz