środa, 29 sierpnia 2018

Jak pokonać strach przed lataniem?

Jak nie bać się latać?

Niektórzy kochają latanie, inni... jakoś tak mniej.


Ostatnio doszłam do wniosku, że jest baaardzo dużo rzeczy, których się boję. Wśród nich jest latanie. Nie jest to na szczęście paniczny strach, więc jak nie ma innego racjonalnego sposobu na przemieszczenie się - to wsiadam na pokład i nie urządzam scen. Najczęściej kosztuje mnie to jednak sporo stresu, choć przyznam, że są też takie loty, z których niemal nic nie pamiętam.

Oto moje sprawdzone sposoby na strach przed lataniem:


Na śpiocha 


Gdy lot jest o drakońskiej porze, a reisefieber nie pozwala Ci zmrużyć oka - nie martw się. Prawdopodobnie gdy już dotrzesz na lotnisko, przejdziesz wszystkie zasieki, kontrole, naczekasz się w kolejkach i poczekalniach to będziesz tak padnięty, że gdy tylko poczujesz pod plecami miękki fotel, otoczą się przytłumione głosy i szum - Twoje powieki zamkną się zanim zdążysz o tym pomyśleć. Jeżeli lot nie jest ranny to jest wiele sposobów, aby być na tyle wykończonym by usnąć jeszcze przed startem samolotu. Nam się tak kiedyś zdarzyło, gdy wracaliśmy z wakacji, na których narzuciliśmy sobie szalone tempo zwiedzania. Spaliśmy od momentu zapięcia pasów do komunikatu, pilota, że schodzimy do lądowania. 

Rozproszyć uwagę


Gdy jest coś co pochłonie Twoją uwagę bardziej niż strach przed lataniem to wykorzystaj to. Pierwszy raz doznałam tego lecąc sama z 5-cio miesięczną córką. Bardzo przejmowałam się, że będzie krzyczeć i płakać, że ludzie wokół będą chcieli nas zrzucić do morza, albo, że narobi do pieluchy i nie będę miała jej jak przebrać. Nie wiedziałam jak zapiąć pasy takiemu maluchowi. Zastanawiałam się koło kogo będę siedzieć i jak ta osoba zareaguje na ewentualne krzyki. Gdy zabierałam się za karmienie stresowałam się, że komuś może się to nie podobać (gołe piersi w niektórych okolicznościach są pożądane, a w niektórych niekoniecznie hihi). Tyle rzeczy odciągało moją uwagę, że zapomniałam się bać lotu. Teraz doświadczam tego chyba za każdym razem, gdy podróżuję z dzieckiem - jest tyle rzeczy do zrobienia i obmyślenia, że nie starcza już czasu na zamartwianie. Dziecko to cudny odwracacz uwagi - ciągle chce siku, albo piciu, albo jeść, albo czytać, albo o coś pyta, albo coś opowiada, albo znów chce siku.

Gdy ktoś nie ma wolnego dziecka do lotów pod ręką, no cóż... można zabawiać jakiegoś malca siedzącego w pobliżu, albo wyznaczyć sobie jakieś zadanie:
- dowiedzieć się od trzech osób w samolocie jak się nazywają, gdzie pracują i czy lubią szpinak.
- podsłuchać jak najwięcej rozmów i liczyć wszystkie słowa na literę "m"
- obliczyć ile zarabia linia lotnicza na tym locie (wiadomo, że to liczenie nie będzie miało za wiele wspólnego z prawdą, ale niech mózg pokombinuje)

Ja kiedyś jechałam na lotnisko w tak trudnych warunkach atmosferycznych, że w którymś momencie uznałam, że lepiej byłoby zawrócić, bo nie jest możliwe abym zdążyła. Jednak zdążyłam. Po dwóch godzinach stresu w aucie, przyklejenia do przedniej szyby, jazdy 40 km/h po autostradzie, której bieg zgadywałam na podstawie nawigacji, bo zasypywana na bieżąco śniegiem zlewała się z poboczem, a potem gdy dotarłam na lotnisko czekał mnie jeszcze bieg z dzieckiem i bagażami na odprawę. Gdy miałam już pod stopami miękką wykładzinę kabiny samolotu poczułam się jak w domu. Po takiej dawce stresu przed lotem mój organizm nie był w stanie się już denerwować.


Pochłonięcie


Nie chodzi o piekło, a o ciekawe zajęcie. W moim przypadku bywa to książka - gdy trafię dobrze i mnie wciągnie na całego to nie obchodzi mnie co się dzieje na około, wtedy chcę aby lot trwał jak najdłużej, nie spoglądam na zegarek, niczego nie obserwuję - czytam i całą sobą jestem w książkowym świecie. Książkę można zastąpić krzyżówkami, grą na komórce, filmem, pisaniem czegoś albo nawet kolorowaniem. Jeśli będzie to dla nas prawdziwa przyjemność nasz mózg się przestawi na to zajęcie.

Przesyt katastrofami


Jak byłam w ciąży wszędzie widziałam kobiety w ciąży. gdy mam lecieć samolotem wszędzie słyszę o katastrofach. Jest w tym pewien sposób. Można  obejrzeć programy lub poczytać o licznych wypadkach lotniczych, obejrzeć symulacje katastrof, poczytać mrożące krew w żyłach historie i przekonać samego siebie, że nam też się to wydarzy. Gdy przesycimy nasze myśli takim scenariuszem wtedy przestaniemy się bać - będziemy pogodzeni z tym, że tak się po prostu wydarzy. W międzyczasie załatwimy sprawy, których nie mieliśmy czasu załatwić wcześniej, spiszemy nasz majątek (może nawet testament), napiszemy listy do bliskich, uporządkujemy dokumenty, może nawet pójdziemy do spowiedzi. Będziemy gotowi na odpadnięcie skrzydła, zderzenie z ptakiem, awarię podwozia, a nawet depresję pilota. Byle turbulencje nie zrobią na nas wrażenia.  A gdy już wylądujemy cali i zdrowi zaczniemy się zastanawiać jak to się stało :-)

Rutyna


Po którymś locie strach jest tak znany i tak "przerobiony" w głowie, że nie robi na nas wrażenia.

To są sposoby, które ja wypróbowałam na sobie, i które w moim przypadku zadziałały. Być może ktoś skorzysta, być może ktoś podpowie kolejny sposób? Ze swojej strony nie polecam uspokajać się za pomocą alkoholu - nie próbowałam i nie zamierzam.

Szerokiego nieba!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz