czwartek, 28 listopada 2024

Szklana podłoga nad Tamizą dzień 3.


Trzeci dzień zaczęliśmy sami, bo BP i Tim byli w pracy. Nasz pierwszy kierunek to był Pałac Buckingham gdzie najpierw podglądaliśmy przygotowania strażników, a potem, razem z milionem ludzi obserwowaliśmy ceremonialy związane ze zmianą warty.
Spod Pałacu poszliśmy pieszo w kierunku Big Bena, Parlamentu i Katedry Westminster. To niesamowite, jak wiele rzeczy można zobaczyć w ciągu półgodzinnego spaceru. 
Spacer zaprowadził nas później na Trafalgar Squere, gdzie spróbowaliśmy się dostać do National Gallery, ale ...kolejka nas pokonała.
Przystanek zrobiliśmy więc w kawiarni, gdzie w spokoju i bardzo miło spędziliśmy chyba godzinę.
W takich momentach gryzie się we mnie chęć zwiedzania jak najwięcej i jak najdłużej z potrzebą odpoczynku i pobycia ze sobą bez pośpiechu. Czy nie szkoda czasu siedzieć w miejscu skoro można w tym czasie już gdzieś być, coś widzieć, coś zwiedzić? Ja sama czuję, że tak, ale patrząc na zadowolone trzy buzie wokół mnie muszę przyznać, że oni to lubią i tego potrzebują. Może ja też tego potrzebuję tylko sobie na to nie pozwalam? 
Po błogim lenistwie wsiedliśmy w autobus double decker, na górę, przed przednią szybę i pojechaliśmy nim aż do Tower. Piechotą byłoby szybciej (ze względu na zatłoczone ulice) ,ale widoki z górnego pokladu były super! Minęliśmy Katedrę św.Pawła, zabudowania City a potem obeszlismy Tower od London. Nie mieliśmy w planie zwiedzania, ale Wojto zapowiedział, że następnym razem chce tam iść.
Lista rzeczy "następnym razem"  jest już długa :)
.

Zamiast zwiedzania twierdzy Tower wybrałam zwiedzanie mostu Tower Bridge. Nie wiedziałam wcześniej, że można to w ogóle robić i byłam zachwycona! Wspinając się po schodach na górę mieliśmy okazję pooglądać zdjęcia i filmy z budowy mostu oraz przeczytać ile roboczogodzin, nitów i ton stali było potrzebnych aby most powstał. Od lat jest symbolem miasta, ważnym i symbolicznym obiektem, który przetrwał dwie wojny i do dziś zachwyca kształtem.
Most jest zwodzony, w dodatku otwiera się wtedy gdy ktoś tego potrzebuję i jest to darmowe.
Górna część ma przeszkloną podłogę, co dla wszystkich było niesamowita atrakcją. Widoki na Tamizę - obłędne. 

W środku, po drodze są różne plansze interaktywne, eksponaty, plakaty, zdjęcia, artefakty, a także dla dzieci książeczka na pieczątki.
Po zwiedzeniu mostu przyszedł czas na spełnienie obietnicy - wizytę w 7-pietrowym sklepie z zabawkami.
Gdy byliśmy w nim z Wojtkiem 20 lat wcześniej wydał nam się czymś nie z tego świata - dziś już patrzymy nieco inaczej, ale nadal można tam stracić głowę....i sporo pieniędzy!
Wracaliśmy wykończeni, ale usatysfakcjonowani. Z samego rana czekała na nas podróż powrotna, więc nie mogliśmy szaleć do nocy, musiał nam wystarczyć spacer wzdłuż północnego brzegi Tamizy i potem już metro.
Do zobaczenia Londynie. Wrócimy niebawem...

poniedziałek, 25 listopada 2024

Londyn.Tyle do zwiedzenia, a tak mało czasu . dzień 2

Obudziliśmy się cudownie wypoczęci, zrelaksowani i spokojni. Czekało na nas wspaniałe śniadanie, wręcz uczta! Towarzyszył nam jego autor, BP, znany z dobrej ręki do kuchni, więc najedliśmy się jak małe bączki.
Potem ruszyliśmy w miasto. Ślicznymi, pustymi uliczkami, niby w dzielnicy Londynu, ale jednocześnie jakby w małym, zupełnie spokojnym miasteczku.
Ja planuję wyjazdy, ale nawiguje nami w ich trakcie Wojto. On więc znał mapę metra i nas zwinnie przeprowadzał między stacjami.
Na zdjęciu Tottenham Court. W obu kierunkach na peronie są takie fajne mozaiki.
Naszym pierwszym punktem dnia było British Museum*. Skarbnica artefaktów bezcennych, o których tak mało wiem.... Setki tysięcy eksponatów, podzielonych są na działy geograficzne i choć wybraliśmy tylko kilka z nich, szczególnie nas interesujących to po pewnej dawce wiedzy i tak mózg odmawia współpracy. Idealnie byłoby wpadać tam co kilka tygodni na pół dnia i zwiedzać dział po dziale, w międzyczasie doczytując o historii miejsc i przedmiotów, szczegółów ich pochodzenia.
Wojto bardziej świadomy historii  i zachwycony niemal wszystkim na co patrzył na deser zupełnie przypadkiem zaszedł do działu z historią zegarów i zanurzył się w swoim świecie.



Z muzeum udaliśmy się na mały spacer południowym brzegiem Tamizy, gdzie uderzył w nas zapach ulicznego jedzenia i dziewczyny jak na komendę zaczęły jojczec, że są głodne. Dostały fish and chips i były zachwycone, choć tak naprawdę rybę zjedliśmy my z Wojtem (przepyszna!!). 
Spotkaliśmy się z BP oraz Timem i poszliśmy do Tate Modern. To jest muzeum sztuki nowoczesnej, do której nikt poza mną nie chciał iść, ale zaciągnęłam ich tam, ponieważ w tym obiekcie - urządzonym w budynku starej elektrowni jest wysoka wieża, w której na ostatnim piętrze znajduje się kawiarnia, a z niej rozpościera się przepiekny widok na Londyn.
Plan był taki, że oni usiądą na kawie i lodach z boskim widokiem, a ja w tym czasie przejdę się po wystawach.
Niestety, przybyliśmy na miejsce tak późno, że kawiarnia była już zamykana (o 16.30!) i udało nam się zobaczyć boski widok jedynie przez kilka sekund, kiedy otworzyły się drzwi windy, ale nawet nam nie pozwolono z niej wysiąść. Muszę przyznać, że ogromnie żałowałam, ale widok faktycznie zwala z nóg - na pewno tam wrócimy następnym razem!

Wygodnie i z kawiarni zjechaliśmy do muzeum i powoli kierowaliśmy się do wyjścia, ale przechodząc przez hale wystawowe. 
Dziewczyny jęczały że zmęczenia.
Wojto cierpiał w milczeniu.
BP i Tim zwiedzali sami i tylko od czasu było słychać ich ciche ironiczne komentarze.
Ja lubię sztukę, lubię także tę nowoczesną... Czasem jej nie rozumiem, czasem mnie rozczarowuje, czasami zadziwia...ale przyznam, że tam, w Tate byłam kompletnie zawiedziona. 
Zdjęcia pępka, mięsa z żarówką, kopiec piachu czy odlewy strumieni moczu...to było męczące i zupełnie frustrujące. Piękny budynek (styl industrialny, ale potencjał ogromny!), mnóstwo przestrzeni, wiele sal.... ale w moim odczuciu zmarnowana. No na przekład:
- pomieszczenie wielkości sali gimnastycznej a na środku wielka, trójwymiarowa litera O z kolarzem z gazet i sztuczną, ściekającą farbą.
- przyciemnione wnętrze, na ścianie wyświetlane szybko przeskakujące obrazy półnagich i nagich ludzi stojących w różnych pozach, w tle niepokojąca muzyka... I tyle.
Ech, szkoda gadać, byłam ogromnie rozczarowana.

Zdjęcie ponizej to jedyne jakie zrobiłam w Tate Modern. Sufit w toalecie. Niczego ciekawszego tam nie widzialam

Po Tate ruszyliśmy na spacer dalej brzegiem rzeki, aż do Tower Bridge.
I do domu. Na pyszną kolację!